Jaskinie Platona

Kąt widzenia zależy od punktu siedzenia

Zastanawiałeś się kiedyś co by się stało, gdybyśmy wszyscy zgodnie odłączyli się od sieci na tydzień? Gdybyśmy odłączyli się od wszystkich mediów?

Wyobraź sobie przez kilka minut Twój świat, Twoje życie bez żadnych wiadomości, żadnych ponagleń i alarmujących komunikatów, żadnych nerwowych obrazów i wiadomości, żadnych reklam na temat „cudów” schudnięcia, kursów mindfullnes lub jak zarobić na Instagramie, czy zostać rentierem?

Być może taka sytuacja, po pierwszym szoku, potrafi sprawić, że zacząłbyś zastanawiać się nad tym, co dla Ciebie ważne, nie wgłębiając się w to, co sądzisz, że jest możliwe/wykonalne.
Co chcesz zrobić teraz, i możesz to zrobić?
Co byś zrobił najpierw?

Życie jest według mnie niezwykle wielobarwne, jednak to my wybieramy, które kolory chcemy zobaczyć.
Jeśli to, co czytasz na moim blogu, czy w opowiadaniach wk…a Cię, to prawdopodobnie jesteś w dobrym punkcie, żeby zapoczątkować zmiany w swoim życiu.

Znam to uczucie i stan umysłu- wściekłość, mimo, że w głębi (często mocno ukrytej wewnątrz), wiesz, że robisz, coś dobrego dla siebie.
Są i inne objawy, kiedy robię wykonuję pracę, za którą nie przepadam lub mam dokonać w życiu dużej zmiany (co oczywiście jest daleko poza strefą komfortu mojego umysłu), on włącza blokady.
Mój wysyła mnie na wycieczki do miejsc, z którymi wiąże jakieś dobre wspomnienia. W zadziwiająco precyzyjny sposób potrafi odseparować te mniej przyjemne sprawiając, że miejsce, do którego chce, żebym uciekła staje się krainą z marzeń.

Rzeczywistość różni się jednak od tych projekcji.

Każda rzeczywistość, niezależnie od tego w którym miejscu na Ziemi przebywamy, ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne (tak to nazywa mój brat i uważam, że jest określenie niezwykle trafione).

Spacer

Za około dwa tygodnie wylatuję z Polski z powrotem do Australii.

To będą bardzo intensywne tygodnie- moi klienci, praca w biurze księgowym mamy, udało mi się też załatwić rehabilitację po złamaniu ręki, co oznacza codzienne zabiegi przez dwa tygodnie, aż do podróży, pakowanie się i organizowanie przeróżnych formalności. Wszystko spięte ramą tak zwanego czasu. Tak zwanego, bo wiem, że ten czas może lecieć wolniej o ile nie dam umysłowi obezwładnić się strachem przed „niemiłosiernym” upływem owego czasu…

Dziś porzuciłam wszystko, powtarzalność dni i rozkminę, która niestety (męcząca jest) towarzyszy mi w życiu dzień po dniu.
Po prostu poszłam na długi spacer po Warszawie. Spacer zawsze pozwala mi to empty my head– te słowa zasłyszałam po raz pierwszy od Sybille kilka lat temu na Bali. Są mi najbliższe ze wszystkich zasłyszanych fraz w temacie- ja nie chcę zrobić w głowie porządku, ja chcę ją opróżnić ze wszystkiego. Dopiero, gdy będzie pusta, odważę się dać głos moim odczuciom, później myślom.

Pożegnanie

Doszłam już prawie do Chmielnej, zaczynam odczuwać nową warstwę smutku.
Rano odczuwałam niewyobrażalną wręcz tęsknotę za mamą, teraz żegnam się z krajem i marzeniami z nim związanymi.
Tyle miejsc do odwiedzenia, tylu ludzi, z którymi chcę się spotkać, i ta przedziwnie stabilna rzeczywistość polskich targowisk. Lubię ją- rozgardiasz panujący na bazarkach wydaje się być niezmiennym od lat. Obserwowanie go oraz uczestniczenie w nim z niewytłumaczalnego powodu przywraca względny spokój mojej rozmyślającej głowie.

Lubię mieszkać w Polsce i lubię mieszkać w Australii- jedna i druga ma własne plusy dodatnie i plusy ujemne.

Ostatnie lata, szczególnie ostatni, pod wieloma względami upierdliwy, rok (chociaż trwa on nieco więcej niż dwanaście miesięcy) pozwoliły mi nauczyć się, że mogę oderwać się od programów umysłu i że moja rzeczywistość może być tak samo przyjemna, jak i nieprzyjemna, niezależnie od tego, w którym kraju żyję.

Dzięki temu zrozumieniu tym razem nie uciekam od ujemnych (dla mnie) plusów polskości, łącznie z wymiarem pogodowym, po prostu lecę po zmianę i przygodę.

Chociaż nie przeczę, że będzie mi miło znaleźć się w radośniejszym klimacie emocjonalnym, którego do ostatniego wylotu w styczniu 2021, doświadczałam mieszkając w Australii. Mam nadzieję, że Australijczycy pozostali radośni.

Jednocześnie lubię i cenię wielobarwność i różnorodność Polski, która często napawa zdumieniem, żeby nie powiedzieć osłupieniem. Taka złość zmieszana ze śmiechem- to sos-specjalność tego niesamowitego kraju, jakim jest Polska oraz stanu umysłu „polskość”.

Również kłamstwem byłoby twierdzić, że nie cieszy mnie perspektywa ściągnięcia kilogramów ubrań w cieple jesieni na południu Queensland.
Cieszy wielce.
Wyobrażam też sobie, bardzo namacalnie, radość moich stóp odciskających ślady na piasku pośród fal huczących o wybrzeże Pacyfiku.

Odejmując rok z hakiem, ten “wspaniały” rok pandemicznego debiutu, który postarzał wielu z nas o wiele lat, widzę siebie stojąca  nad brzegiem oceanu.

Mówię coś o australijskim domu, który kocham, o podejmowaniu decyzji, wylocie i smutku.

Pożegnanie ma smutek, trudność i ból wpisane w swoją naturę.

Jednocześnie, żegnając coś w życiu, witamy coś nowego, nawet jeśli jest to powitanie przez łzy. To “nowe” często nas ekscytuje, o ile ból pożegnania nie przytłacza swym rozmiarem. Różne  w życiu są rozstania.

Zmiana

Zmiany życiowe nie dokonują się same, coś tam trzeba przy nich pomajstrować.

Mam tą przedziwną przypadłość- gdy odczuwam potrzebę powiewu świeżości w moim życiu, drobna jego rearanżacja nie wystarcza, konieczną wydaje się znacząca zmiana wszystkich okoliczności. Najlepiej wylecieć na odległy kontynent…
To działa dopóki nie zaadaptuję w tych nowych warunkach starych nawyków. 

„GC bubble” i inne bańki w życiu. Udane życie, czy porażka?

Bubble, czyli bańka. Taka mydlana, kolorowo urzekająca bańka, bajka…
Lub po prostu bajka, w którą wierzysz…

Czy uważasz swoje życie za udane?

Czy można cokolwiek oceniać bez określenia wcześniejszych kryteriów?

Miałam dużo szczęścia w życiu.
Jak spojrzę wstecz na te wszystkie lata, widzę jakie niesamowite było i jest moje życie.

Właściwie było tego wszystkiego tak dużo, że często mam wrażenie,  iż miałam tych żyć kilka w tym jednym…

Lata doświadczeń i czasem nauki, a czasem brnięcia dalej przez wyuczone (i zupełnie mi niepotrzebne) schematy z uporem szaleńca.

Brzmi znajomo?

Podobno jedna z definicji szaleństwa mówi, że szaleństwem jest ciągle robić to samo oczekując różnych rezultatów…

Było nie tylko szaleństwo, była była też nauka. Bardzo dużo nauki.
Były “wieczory długie i złe, krótkie dnie”, długie noce. Było wszystko.

Skąd czasem pojawiał się niesmak frustracji, niespełnienia, braku sukcesu?

Wobec braku kryteriów ta sama sytuacja może być fantastyczną okazją w jednej minucie, by zamienić się w ból istnienia i brak poczucia sensu w życiu już minutę później.

Przecież to nie ma sensu…

I jak dziś myślę o tych moich “niespełnieniach”, to wiem, że często kryteriów nie ustalałam wcześniej.

Mało tego, kiedyś moje emocje dyktowały mi, co mam myśleć.
Nie rozumiałam, że to emocje i nie widziałam schematów – w jakich sytuacjach te emocje czuję. I co to oznacza?

Wierzyłam, że to, co myślałam jest rzeczywistością.

I żyłam w takiej rzeczywistości, którą sobie wymyśliłam…

Można sobie wmówić, że się nie ma wystarczająco dobrego życia, nawet jak człowiek budzi się do bajkowego wschodu słońca nad brzegiem Pacyfiku?
Można.

Można obudzić się wyspanym, zdrowym i świetnie się czując, by po kilkunastu sekundach utonąć w natłoku niedorzecznych myśli i sp…yć sobie dzień dając się temu nurtowi ponieść?
Można.

Mój umysł, Twój umysł, ludzki umysł tak jest skonstruowany, że myśli ciągle.

Całe szczęście jest on nieograniczenie kreatywny i jeśli postawisz mu zadanie to on znajdzie najświetniejsze rozwiązania, żeby je wykonać.
Ale uważaj.

Jeśli nie wyznaczysz umysłowi zadania, na którego wykonaniu Tobie zależy, Twój umysł będzie produkował wszystko i nic nie dając Tobie konkretnych rozwiązań (przecież nie zna zadania!), a jedynie potoki nieogarniętych myśli.

Wiele z tych myśli będzie podszyta strachem (jedną z najpotężniejszych ludzkich emocji) i jeśli w porę nie zorientujesz się, zanim się obejrzysz, będziesz tonąć w w bagiennej rzeczywistości, której sam jesteś autorem.

Co się stanie jak zatrzymasz ten rwący potok myśli (UWAGA- wielkie słowo –medytacja świetnie rozprasza taki potok w nicość) i zrozumiesz, że to były tylko myśli?

Otworzysz oczy i zobaczysz, że rzeczywistość nie jest bagienna i właściwie to masz naprawdę z czego cieszyć się w życiu.
Na pewno masz. 

Wypisz teraz 15 powodów, dla których uważasz, że Twoje życie jest udane.
Przestań czytać, koniecznie zapisz te 15 powodów i przeczytaj je na głos.

Powodem może być coś tak prostego jak to, że rano obudziłeś się zdrowy.
Wiesz ile ludzi nie budzi się już wogóle?

Na pewno z łatwością znajdziesz tą piętnastkę.

Każdy z nas ma więcej niż 15 powodów w danej chwili, żeby być wdzięcznym za własne życie.
To jest świetny punkt startowy, żeby uczynić je jeszcze lepszym i pełniejszym!

Ja mam to szczęście, że lubię rozumieć rzeczy.
Świat jest fascynujący, a Człowiek jest jego przejawem w mniejszej skali (A może wcale nie mniejszej? W końcu wszystko jest względne) i też mnie fascynuje!
Z ciekawością i dociekliwością naukowca badam od lat jak człowiek działa. Jak działa moje ciało, w jaki sposób jest połączone ze stanem umysłu, czym jest nasz umysł i jak działa, czym jest świat emocji i jak wpływa na moją percepcję i działania i tak dalej- mogę bez końca. Pytań nigdy nie brakuje.

To właśnie sprawiło, że nigdy nie przestałam się uczyć.

Dzień po dniu zbudowałam swoją rzeczywistość na nowo.

Ona niedawno runęła w wyniku wielu eksperymentów, które przeprowadziłam w krótkim czasie.

Zbudowałam ją znowu, nadal buduję.
Jestem jeszcze lepszym projektantem.

Człowiek ma w sobie dużo siły.

Czasem o tym zapominamy, ale to nie powód, żeby w siebie wątpić i poddać się.

Wręcz przeciwnie, im słabszy się czujesz, tym więcej pracy musisz włożyć, żeby odzyskać własną siłę.

Trenujesz się  dokładnie tak, jak trenujesz na nowo mięśnie, które mało używane osłabły. Rezultat jest taki, że tak, jak i mięśnie stajesz się silniejszy niż kiedykolwiek byłeś.

7 kwietnia 2017

Moment prawdy…

Mieszkam nad brzegiem Pacyfiku. W Miami, na marginesie – już sama nazwa dobrze i obiecująco brzmi!

Niemal codziennie oglądam nieprawdopodobnie piękne i majestatyczne wschody słońca nad oceanem i płonące jego zachody nad górami, spaceruję bosą stopą po czystym piasku “Gold Coastowych” plaż, a jak po prostu zwyczajnie chce mi się siku, to na każdym kroku jest (zazwyczaj bardzo czysta) publiczna toaleta, nawet prysznicy wzdłuż plaż w bród.

Właściwie to latem mogłabym zaoszczędzić na czynszu i mieszkać w samochodzie.

Większą część roku jest tu ciepło i słonecznie.
Co prawda zdarzy się w porze tropikalnych cyklonów coś ciężkiego czasem (w tym roku nazywał się niewinnie Debbie, ale nie był niewinny…), ale ja zawsze byłam bezpieczna, przerażona, ale bezpieczna.

Serio, to miejsce jest odjechane! Insanely beautiful!  Tu jest po prostu idiotycznie pięknie!

Przez większą część roku można pływać w oceanie.

M O Ż N A pływać w ciepłej wodzie oceanu w grudniu!! Halo!?!

Ludzie surfują (szacunek), robią jogę albo siedzą w barach śmiejąc się tak jakoś radośnie, śmiesznie. I to są zazwyczaj naprawdę fajni ludzie.
Nawet radia słuchać tutaj lubię, bo rozmowy jakie uskuteczniają ze sobą na żywo sprawiają często, że ryczę ze śmiechu ledwo prowadząc auto po lewej stronie drogi.
Ale…

Ale jakoś znowu mi ciasno pod tym tęczowym opiekuńczym australijskim parasolem (czy jak wolicie w bańce), który jednocześnie doceniam i cieszę się jak ze skarbu, że go mam.

Chce mi się jechać i jednocześnie nie chcę wyjeżdżać.  

Nie chcę wyjeżdżać, bo wreszcie lubię miejsce, w którym mieszkam.
Jestem zakochana w Australii. Nadal.

Lubię, gdzie mieszkam. Mieszkam w odjechanym miejscu!
Lubię też mieć swoje łóżku, przestrzeń, własne książki na półce, stół nakryty obrusem materiałów do nauki i tych, mojej produkcji i lubię moje tysiąc jeden drobiazgów, które sprawiają, że czuję, że wracam do domu.

Naprawdę fajnie mieć dom…

Do nie tak dawna mówiłam, że jak będę duża i bogata to go sobie kupię. Dopiero do mnie dotarło, że ja już jestem duża…

Bogata też. Bogata w doświadczenia, które zdobyłam w znacznej liczbie w ciągu mojego niemal już trzydziestoletniego  sprintu do mety, której nawet nie znałam wcześniej.

Serio? Kto słyszał o takim dystansie sprinterskim??!

Nic dziwnego, że wreszcie zmęczyłam się.
Dużo mnie to kosztowało, ale też wyciągnęłam wnioski.

Nie przestawałam uczyć się, więc dużo wniosków wyciągnęłam…

Wiem na przykład, że muszę już wiedzieć , gdzie ta meta i co na mnie tam czeka, bo przecież inaczej zabłądzę i jej nie znajdę!

Jak już ustaliłam miarę, jaką mierzę własne życie, to wyszło mi jasno czego nie mam, a mieć chcę.

Zastanawiam się jak do tego dojść, zamiast być rozczarowaną, że nie mam, ale w sumie to nie wiem czego…

Wyszło mi też bardzo jasno, co mam, co osiągnęłam i za co jestem bezgranicznie wdzięczna każdego dnia.

To akurat było łatwiejsze, bo wdzięczna za moje życie i co mam jestem już od dawna, tylko jakoś nie przyszło mi wcześniej do głowy, że sama to sobie zorganizowałam!

Co chcesz osiągnąć i dlaczego chcesz to osiągnąć?

Jeśli umiesz odpowiedzieć sobie na te pytania w dowolnym momencie jesteś zwycięzcą!
Wiesz dokąd zmierzasz i wiesz dlaczego akurat tam!

Jak już wiesz co chcesz osiągnąć i masz do tego silną motywację
(dlaczego chcę to osiągnąć?), zmiana jest jednym  z fantastycznych narzędzi do osiągnięcia celu.

Dlaczego świetnie jest zagłębiać się w ścieżki życia, na które nie jesteś przygotowany?

Bo i tak jesteś na to gotowy.

Zmiana jest konieczna, nawet jak nie czujesz się na nią gotowy.
Możesz nigdy nie poczuć się gotowy i zawsze już będziesz tkwić w tym samym punkcie. Brak rozwoju to zastój, a zastój to umieranie. I strach.


Jak już pisałam, miałam dużo dużo szczęścia w życiu.

Miałam przywilej  urodzić się z tą niesamowitą, niepohamowaną miłością i chęcią do życia i nauki, która zawsze sprawiała, że mogłam i mogę i chcę biec dalej.
To ta miłość sprawia, że ciągle mi się wydaje, że to właśnie za tym zakrętem będzie główna wygrana…

Miałam niesamowite życie do dziś i myślę, że czeka na mnie więcej.

Tylko muszę zmienić dyscyplinę na marszobiegi na orientację, a nie sprint na oślep…

Z tej orientacji wychodzi mi, że muszę znów stąd wylecieć.

Czasem jest tak, że trzeba zostawić to, co kocha się bardzo mocno, żeby doświadczyć więcej i rozwinąć skrzydła w życiu jeszcze szerzej…

 

AnnaGreenUp Gold Coast

GC Bubble odjazdowo piękna, jak tęcza, znów niedługo zniknie…