Kiedy niemożliwe staje się realne

Zaczynasz słyszeć szum za oknem, może to liście palm, a może rozpoczynająca się ulewa i groźba kolejnej fali powodzi. Ogarnia cię strach.
Czy boisz się o życie? Niekoniecznie.
Ja bałam się tego, że mogłabym już nie móc robić tych drobnych codziennych rzeczy, które lubię…
Czy basen jest czynny? Kiedy Ocean przeczyści się na tyle, że będę mogła znów w nim się zanurzyć? Czy uda mi się dotrzeć do pracy?
Tych pytań w głowie zalanej cebrami ulewy było wiele. W tym samym czasie  głowa wynurzała się przez otwarte okno mojego małego auta (zamknięte było kompletnie zaparowane) pytając na migi kierowcy za mną, na sąsiednim pasie, czy mogę wjechać, bo mój się właśnie skończył w strumieniach wody…

Bałam się też kłopotów- co się stanie jeśli auto tej wody nie przejedzie lub ktoś wjedzie we mnie lub ja w nich? Dziwne, naprawdę dziwne, ale to właśnie o takie „drobiazgi” martwiła się moja głowa podczas zderzenia z klęską żywiołową…

Leje ostro już od kilku dni. Woda spada z każdego możliwego kąta- poziomo, pionowo, w poprzek, od wietrznej i zawietrznej, po prostu powódź o wielokrotnym prądzie unosi się, a raczej zanosi w powietrzu wielkimi haustami.

Buntuję się, chcę, żeby zelżało, chociaż troszkę, żeby wiatr już nie siekł wodą (moją ukochaną wodą!) z każdej strony. Proszę, choć nieco mniej…

To nie jest zbyt skuteczna taktyka. Przyjmuję więc inną- okey, wezmę ten dzień, jakim jest, godzina po godzinie. Dość prawdopodobne, że w końcu, być może wkrótce, będzie lepiej niż mój umysł „przewiduje”  teraz.
I faktycznie, poniekąd staje się lepiej. Nabieram pewności, że to nie są tzw. naturalne warunki klimatyczne, ale zjawiska w całości sterowane przez ludzi i nie tylko ludzi.

Pomaga mi to o tyle, że zamiast zastanawiać się, czy może faktycznie dobrze byłoby posiedzieć w domu na tyłku, bo natura do tego poniekąd zmusza, dochodzę do przekonania, że nie, bo wcale nie mam na to ochoty. Przestaję sprawdzać tzw. prognozy tzw. pogody i robię swoje.

Wychodzę więc w deszcz pod jako taką ochroną mojej wielkiej parasolki reklamującej dumnie jeden z większych marketów z narzędziami i chyba wszystkim innym, poza spożywką.
Przedłużające się ( wg mnie sterowane) ulewy, wichury i co tam jeszcze wymyślą drażnią mnie mocno- drobiazgi tracą na znaczeniu.

Zdążam dojść do skrzyżowania, kiedy wicher wyrywa mi parasolkę trzymaną obiema rękami i rzuca mną o najbliższe auto.
Skąpana w błocie, długo z trudnością podnoszę się bagienka, które jeszcze niedawno było przydrożnym trawnikiem. Wspierając się o krawężnik, osiągam pozycję rycerza na jednym kolanie. Potem wszystko toczy się jeszcze szybciej.

Podnoszę wzrok a tam on. Wielki, majestatyczny, wielobarwny, głównie złoto-szkarłatny ON.

Właśnie trzepnął potężnym ogonem i wszystko ucichło, machnął skrzydłami dwa razy i spowijające szare ociekające strugami deszczu niebo ciemności zamieniły się w niebieskości i światło słońca, gdzieniegdzie tylko urozmaicone chmurkami.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że smok ma na imię Leon, w końcu mi się nie przedstawił.

To zresztą nie ma dla mnie teraz znaczenia. Najważniejsze, że jest tutaj, właśnie mnie podniósł, a jego ciepły oddech goi wszystkie rany.
No i te diabelne ulewy skończyły się.

Lecę z Leonem podziwiając ocean- powoli zaczyna na powrót przybierać niebiesko szmaragdowe barwy, za którymi tak tęskniłam.

Lądujemy, teraz widzę, że smoków jest kilka. Wyczuwam, że każdy z nich powiązany jest z jednym z wielu elementów- żywiołów.
Dragon (reszta smoków uważa, że mógł wybrać lepsze imię) reprezentuje ogień, Kapitana Wody nie trzeba przedstawiać, Drewniany Rycerz jest mocniejszy niż kevlar, Leon to metal, Oranje to ziemia, Ashti powietrze, a Skyler reprezentuje kryształy.

Tu, gdzie zabrał mnie Leon, widzę ich wszystkich-  w ciszy obserwują, co się dzieje na Ziemi. Nigdy wcześniej nie widziałam całej planety i reszty układu słonecznego gołym okiem. Widzę ich oczami.
Smoki postanawiają pokazać mi więcej…

Na moich oczach z ich woli walki, z ich radości i tchnienia życia powstaje podstawowy element – akash.
Teraz wiem, że to właśnie on daje początek wszystkiemu, a smoki jako jedyne, i tylko, kiedy zbiorą się razem, potrafią go wskrzesić, tam, gdzie wydaje się go brakować.

W wibrującym powietrzu pojawia się kropla, która powoli nabiera solidnego kształtu, i coraz szybciej, zaczyna przypominać świetlisty kryształ, który zdaje się na mnie patrzeć.

W umyśle słyszę niewypowiedziany głos wszystkich smoków- to Oko, strzeż go i pilnuj, ono będzie kluczem.

Smoki i Oko wiecznie zmieniają się, płyną- są życiem.
W tej jednej chwili pojmuję, że to jest aż tak proste. Każda chwila jest cenna, im więcej w niej radości, tym więcej życia.
Nie możemy tracić czasu na zamartwianie się, na rozmyślanie o tym, co okropnego może wydarzyć się, ani o tym co było przed tą chwilą. Z każdą niewdzięczną, mroczną myślą tracimy kawałek życia lub odbieramy go komuś innemu.

Akash i Oko… Powoli zasypiam, to był długi dzień. Jutro muszę odnaleźć Leona.

Zaklinacz rzeczywistości

“Przedsłowie”

18 lipca 2021

Prawda, czasem jest smutna, jako ludzie jesteśmy… coś jakby “elastyczni”…
Są tego minusy, ale jest też przecież i pozytywny aspekt- możemy wybrać w każdej sytuacji- możemy wybierać lepiej nie tylko dla siebie, ale i dla innych.

Sama dobrze wiem, że to bardzo trudne, czasem wręcz wydaje się niemożliwe- wskrzesić w sobie coś pozytywnego, kiedy człowiek ma dość, jest zmęczony, czy chory, ma doła lub przeżywa tragedię.
W bardzo ciężkich chwilach łatwiej złapać się najprostszego rozwiązania, czyli kości.

Ale można spróbować na taką kość popatrzeć, powąchać ją i dać sobie chwilę (może i dłuższą) zanim człowiek zareaguje, ona nie musi zadziałać w ten sam sposób, jak na obrazku…

22 – 24 lipca 2021

Tarapaty

Od dwóch dni jest mi niemiłosiernie zimno, głównie w głowę, nawet czapka nie pomaga. Być może to przemęczenie.
Tak, czuję się zmęczona. Staram się robić lepiej, tworzyć wokół lepszy świat, być dobra, pielęgnować w sobie światło, gdy na zewnątrz zaczyna panować mrok.
To światłem chcę się dzielić, wystarczy nam brudu.
Czasem jednak potrzebuję odpocząć, chcę uciec, uciekam, nie da się daleko, wracam, dopada mnie negatywny aspekt ludzkiej rzeczywistości, którą tak wielu z nas nadal przetwarza… Jest mi niedobrze, nie mogę jeść, śnią mi się paskudne rzeczy, jest mi zimno. Chcę odpocząć.

Uciekam w pracę, lubię to robić, kiedy pracuję jest mi łatwiej, łatwiej przymknąć oko na to, co sercu niemiłe, łatwiej wskrzesić radość i uśmiech, nawet w odpowiedzi dla gbura.

Kiedy jestem sama absurd działań rządowych i pandemicznej historii sprawia, że zbiera mi się na wymioty (dosłownie), plastikowe worki na śmieci i nasza bezmyślność  mnie dobijają. Ruszam się, tu mnie nie dościgną. Ciało ma dość, jest mu zimno, to i owo  boli, pewnie jest też głodne, ale jak mam jeść, kiedy jestem pełna powyżej czubka głowy? Ciało trzęsie się, jest zmęczone.
Potrzebuję odpocząć i śnić o kolorowych tęczach.
Nie umiem spać, a kiedy przysnę śnią mi się zazwyczaj paskudne koszmary…

To, na czym skupiam uwagę, istnieje

Znowu zapomniałam, że życie to przygoda i spoważniałam, zmęczenie nie zawsze jest najlepszym przyjacielem człowieka. Cieszę się, że właśnie sobie o tym przypomniałam.
Dziękuję Ci Jezu Chryste, ufam Tobie.
To światło jest we mnie, niech mnie prowadzi.

Raz po raz otrząsam się z durnych myśli, z myśli brudnych i nieładnych.
Mogę to zrobić, każdy może, choć czasem to niezwykle trudne.

Przyglądam się im.
Wiem, że kiedy doprowadzę się gdzieś na skraj warunków bytu, myśli stają się bardziej dramatyczne, trudne i szybko formują stada.
Głodna, zmęczona, przemarznięta, słyszę, jak tworzą chmary paskudnych, mrocznych scenariuszy rzeczywistości, ale przecież wiem, że to tylko strach.
Być może właśnie dlatego sprowadzam się do tych skrajności, żeby się z tymi strachami mierzyć raz po raz i nie dać im wygrać, nie lubię się bać nieoczekiwanego, choć to akurat jest w życiu pewnikiem…

Nie lubię też, żeby ktoś decydował za mnie, a już na pewno nie rząd.

Stronię od wiadomości- oczywistej pułapki strachu.

Od dłuższego czasu nie wierzę już w badania i prognozowane scenariusze naukowe, wierzę za to, że to, w co wierzę istnieje w moim życiu.
Dlaczego?
Zwyczajnie obserwuję to w przeróżnych objawach własnej codzienności.
Czemu więc nie miałabym tworzyć obrazów, które zamiast strachu przynoszą radość?

Szukam w życiu spokoju. I tak zbyt często dopada mnie wewnętrzny huragan.

Zakładam różowe okulary, ale staram się patrzeć ponad nimi, kiedy trzeba.
Kiedyś tego nie potrafiłam, różowość przesłaniała widoczność, czasem to dobre, czasem bolesne.
Całe szczęście, jedno do dziś się sprawdza- to, co prawdziwe w treningu sportowym, działa też w innych obszarach życia – praktyka czyni mistrza.

Wznawiając trop wiary- czuję, że bierzmowanie (które „stało się” właściwie  przypadkiem- przecież dopóki nie miałam zostać matka chrzestną bratanka, wcale o nim nie myślałam), jest obok urodzin, jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu.

Wierzę i ufam coraz mocniej, to dużo lepsze niż ciągle się czegoś bać lub być na coś złym.

Nauka o tym jak można dystansować się do własnych i cudzych myśli też pomaga.
Bogu dziękuję za sport i za jogę. Pomagają mi być lepszą dla siebie i w stosunku do innych.

26 lipca 2021

Transient

One of the first learned words coming to Australia, Gold Coast to be specific.
Nothing lasts too long, things change quickly.
It took me many travels to kind of comprehend it though…
I don’t think I could ever understand it and live in peace with the fleetingness in life without the faith.

31 lipca 2021
AU Gold Coast, kolejny bezpodstawny lockdown

The story lives on the exponential function- you feed it giving it a base larger than 1 and the story grows, you replace it with a number smaller than 1 and it starts dying.

Stado

Owce poszły, jedna za drugą, niestety, barany idą za nimi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy…

To, co karmię, żyje.

Przykro mi oglądać i słuchać jak zatracamy się w pandemicznym dramacie, nawet, gdy wydaje nam się, że jesteśmy przeciw niemu. Nadal o tym mówimy, wieść płynie w eter  jednocześnie pozostając bytem sztucznie podtrzymywanym przez nasze głosy, niezdolnym do życia, gdy się zamkniemy.
Jeśli tylko każdy z nas skupiłby swoje codzienne wysiłki na przykład na tym, co daje mu tego dnia radość, nie na tym czego się boi, czy przeciw czemu walczy…

Spróbuj skoncentrować się DZIŚ na tym, co przynosi Tobie radość.
Co to jest? Czy mogę odnaleźć źródła radości w codziennych czynnościach?
Może niektóre z tych czynności trzeba wyeliminować, jeśli to możliwe?

Telewizji nie oglądam od około jedenastu lat, radia słucham w samochodzie tylko wtedy, kiedy jest audycja pełna żartów i śmiechu lub gdy grają muzykę, która mnie cieszy.

Emocji wokół tematu, który smutkiem, strachem lub gniewem zawieszamy nad sobą od ponad 1,5 roku jest dużo.

Strach jest najsilniejszą i najbardziej podsycaną przez media i rządy emocją, w jej gąszczu łatwo się zatracić, łatwo zgubić siebie samego, siebie nawzajem. Gniew jest jej pochodną.
Obie znam świetnie, towarzyszą mi całe życie.
Zastąpienie ich radością to ogromny wysiłek, bo kiedy przyjdą, bezlitośnie palą żywcem wszystko we mnie.

Staraj się przezwyciężać strach, nie pozwól mu Tobą zawładnąć.

Stroń od tak zwanych wiadomości, czyli od wszelkich mediów- to one sieją wśród nas największy terror i niezgodę, przecież tym właśnie żyją.

Nie mówię nic nowego, to przecież nie jest specyfika „naszej” ery- dajcie im chleba i igrzysk powiedziano już dawno temu…

Nie bój się własnego zdania, ale uważaj- jeśli wynika ono ze strachu, a gniew jest jego pochodną, bądź czujny.

2 sierpnia 2021

Totalitaryzm Totalitarianism

Dosięgnął również Australii.

Rząd, w demokratycznej wizji, ma być powołany do ochrony społeczeństwa godzącego się na ustanowienie rządu w tym właśnie celu.
A co dzieje się teraz?
Widzimy co.
Rządy na całym świecie wykorzystują sytuację związaną z „nową” chorobą, żeby nam coraz szybciej i mocniej dokręcać śrubę.

Na pewno mają w tym cel. Słuszny? Nie wiemy.
Ochrona planety? Może.
Sprostanie wyzwaniom dla ekonomii przy kolejnych lockdownach? Może.

Ale czy lockdowny są słuszne?

Tyle jest teraz pytań bez jednoznacznych odpowiedzi…

Jedno jest dla mnie pewne – nie dajmy się podzielić.
Nie wiemy do czego na to wszystko doprowadzi, ale w kupie siła.
Razem mamy siłę sprawczą, podzieleni, nie mamy żadnej siły.

3 sierpnia 2021

I let my inner light shine on

Od dwóch dni na zewnątrz panuje lekka ciemność, chmury zasnuły niebo, od oceanu powiewa martwym glonem i zdechłą rybą. Wilgoć jest wszędzie, jest po prostu ponuro.
Gdy taka aura przedłuża się w trakcie kolejnego pieprzonego lockdownu, trudniej o optymizm. Wiem, jak to jest w Polsce, mroczna pogoda nie pomaga trzymać pionu…
Ale kto nie będzie go trzymał dla mnie samej, jeśli ja tego nie zrobię?

Nie jestem religijna, ale wierzę w boską moc i czuję się zaopiekowana.
Jeśli wierzysz w siebie i własną siłę, to też wiara.
Wiara jest potężną siłą.

Dziś, mimo kolejnej nocy krótkich i niespokojnych snów zaczynam znów czuć i widzieć wewnętrzne światło. Lubię to uczucie.

Dziś będę nazywać rzeczy po imieniu, dziś wierzę w logikę, którą ja odczuwam, jako logiczną. Dziś nie mam o czym rozmawiać z ludźmi, którzy pozostają zbyt głęboko w temacie pt. szczepionka i mają fantazyjny, jak dla mnie pomysł, że jeśli wszyscy się zaszczepimy totalitarny terror rządów (czytaj- dotkliwe restrykcje) skończy się i wszystko wróci do normy.

Nie mam ochoty rozmawiać z tymi, którzy publikowanymi statystykami usprawiedliwiają nierząd rządów. Nie mam ochoty wyjaśniać czego sięga moje zrozumienie obecnych zdarzeń, ani się z tego tłumaczyć.

Pozornie nie do końca pozostaje to w linii z tym, co opublikowałam wczoraj- nie dajmy się podzielić, ale czy na pewno?

Nie potępiam nikogo z nas, jakiekolwiek mamy poglądy, ale muszę czasem otworzyć wentyl i być ze sobą samą szczera.
Przecież niemożliwym jest, żeby zawsze zgodzić się z każdym.

Jeśli popatrzysz na mnie krzywo i stwierdzisz, że mi odbija, uśmiechnę się i być może przyznam Tobie rację. W końcu nie ma co się szarpać o kość, której żadne z nas nie dostanie, a wyścig do smyczy i kagańca mnie nie interesuje.

Dziś mam dość sloganów, w tym moich własnych głoszących rób swoje i nie przejmuj się tym, co dzieje się na około, a jednocześnie co innego nam pozostaje?
Wyjść samemu  na ulicę i zaprotestować w pojedynkę? To raczej naiwne jak również bezcelowe.

Więc dziś będę robić swoje i dziś znajdę radość oraz małe radości i postaram się nie dać zmartwieniu pola szansy.
Tak mi dopomóż Bóg.

Wyszłam i znalazłam radość, znalazłam pokrewne dusze.

Czasem bywa, że przeżycie dnia w dzisiejszych czasach wymaga wzmożonego wysiłku.

Potrzebujemy siebie nawzajem.