Meandry rozwoju osobistego

Prawda poradnika

Bez cienia myśli patrzę gdzieś daleko poza biblioteczny regał z książkami, nagle przypadkowo sięgam po jedną z nich- Dale Carnegie „Jak przestać się martwić i zacząć żyć”. Otwieram na przypadkowej stronie. Autor zaleca pracę, dużo pracy jako remedium na wszelkie troski i problemy życiowe- zająć się czymś tak, by wypełniło to całą życiową przestrzeń.

W tym i wielu podobnych poradnikach odnajdziemy praktyczne wskazówki na temat tego, jak żyć.
Jak pozbyć się obaw i lęków, wyciągnąć z depresji, jak znosić krytykę i wyciągać z niej wnioski, jak unikać zmęczenia i wyglądać młodo, jak schudnąć, jak wydłużyć dzień o godzinę, jak odnaleźć sens życia i jego smak.

Czytając kolejne strony uświadamiam sobie, jak niestała jest prawda każdego takiego “odkrycia” i “złotej rady”.

U innych szukamy “kluczy” do poruszania się korytarzami życia, bo wydaje nam się, że drzwi przez owe korytarze wiodące są pozamykane.

Lubimy rady, metody – klucze.
Zrób tak i tak, a wynik będzie przesądzony, 2 i 2 musi dać 4.
Chcemy, żeby metoda zawsze i dla każdego dawała ten sam rezultat.

Czasem jednak kopiowanie innych, którzy osiągnęli to, co myślimy, że chcemy nie przynosi nam tego osiągnięcia.
Może tak naprawdę nie tego samego chcieliśmy?

Jak często wierzymy w aksjomaty bez podstaw i nie patrzymy wystarczająco szeroko, by zobaczyć więcej?
Nie pytamy siebie samych wystarczająco wnikliwie.

Traktujemy życie jak naszą zbiorową pracę magisterską.
Tworzymy tezy, budujemy teorie, przeprowadzamy dowody, obalamy je.

Tysiące obserwacji danego doświadczenia dało ten sam wynik, więc spodziewamy się go za każdym kolejnym razem.

Jednak jeden z obserwatorów bierze pod uwagę inne możliwości niż pozostali i doświadczenie przynosi mu odmienny rezultat.

Dotychczasowa teoria sypnęła się.

W oparciu o nowe wyniki, budujemy kolejną.

Ta wydaje się “lepsza”, bardziej dostosowana, inkluzywna- tak, teraz z całą pewnością wiemy na czym polega życie, tajemnica gwiazd, co się działo na Ziemi 15 milionów lat temu i jak unikać konfliktów z szefem oraz mieć udany związek.

Moje postrzeganie siebie i świata, okoliczności, sytuacji, zdarzeń, innych ludzi, globalnych spraw jest interpretacją mojego umysłu.
To, w co wierzę, jest.

Obserwuję, że mogę zmieniać własną percepcję i wpływać na emocje oraz kształtować myśli.
Wraz ze zmianą mojego stanowiska, zmienia się spora część rzeczywistości wokół mnie.

Prawda istnieje tylko w danej chwili i słychać ją w szepcie wewnętrznego głosu, który w życiu szuka radości, a nie kolejnej teorii.

Czy warto poznawać siebie?

Po co mi ta cała moja prawda i jej odkrywanie?
Dlaczego chcę słuchać głosu serca?

Po prostu jest mi łatwiej i przyjemniej żyć oraz komunikować się z innymi, od kiedy poznałam siebie, a raczej poznaję siebie i tą wiadomość chcę przekazać innym

Zyskałam pewność siebie, która wcześniej była jedynie pozorna, w rzeczywistości często będąc jedynie nonszalancką butą.

Mam też więcej siły i spokoju, żeby sprostać wyzwaniom życia.

Wiem, czego chcę, wiem jakiej pracy lepiej nie podejmować i w co inwestować czas, żeby zwyczajnie lepiej się czuć i czerpać z życia więcej radości.

Wiem kiedy biegnę zbyt szybko, by zauważyć, że to już poza progiem opłacalności.

Nie muszę udawać, że jestem miła, kiedy ktoś mi zachodzi za skórę- nauczyłam się skuteczniej określać własne granice.

Nie muszę też pamiętać, co komu powiedziałam, bo tak wypadało- mówię tylko prawdę, nie boję się, ani nie wstydzę własnego zdania.

Nauczyłam się też, że nie jestem bezbronna i mam w sobie wystarczającą siłę, by zamieniać to, co negatywne, na pozytywne.

Nie każdy wyniósł z dzieciństwa tak niskie poczucie własnej wartości, jak ja i rzeczy, o których tu piszę nie dla wszystkich będą zrozumiałe, jednak dla mnie zmiany, które przeszłam mają ogromną wagę.
Uważam, że zbudowanie poczucia własnej wartości i zaufania do siebie od zera (postawa “przepraszam, że żyję”) jest wielkim osiągnięciem.

Ja tych umiejętności nie miałam przekazanych jako dziecko, dość długo i często boleśnie uczyłam się ich sama.
Zanim tu dotarłam pozwalałam innym manipulować sobą- łatwo było grać na emocjach “poczucie winy” oraz “empatia”, która łatwo przeradzała się w “litość”.

Zbudowałam poczucie własnej wartości, wewnętrzną siłę i w końcu zrozumiałam, że najważniejsze jest być sobą i nie trzeba się starać wpasować w cudze pomysły na życie.
Jest to bardzo pomocne w codziennym życiu.

Szczerość jest niezbędna do nawiązania porozumienia z innym człowiekiem- i on i ja mamy czuć, że jesteśmy traktowani fair.
W komunikacji nie chcę u siebie i nikogo innego wywoływać poczucia, że coś jest nie w porządku. Szczerość stwarza poczucie bezpieczeństwa.

Uczę się ciągle, jak słuchać ludzi. Dystans do myśli i uważna obecność są w tym niezwykle pomocne.


Długo by wymieniać, sporo tych korzyści płynących z poznawania siebie i nabierania zaufania do wewnętrznego głosu.

Po prostu łatwiej mi się żyje teraz niż wcześniej i odnajduję w życiu więcej radości.

Nie oznacza to, że nie doświadczam ciężkich chwil i trudności, one nadal są, ale nie muszę już dawać się im bezwiednie ponosić.

Potęga obserwacji

Lubię obserwować ludzi, przyrodę, mechanizmy, zmiany, brak zmiany (o ile to możliwe), może czasem zbyt natrętnie, miewam od tego niestrawności. Wykazuję także podejrzaną skłonność do filozofowania na temat życia i jego sensu, często popadając przy tym w dramatycznie brzmiące tony gdy uznam, że odkryłam więcej bezsensu.

Teraz mi łatwiej, bo mogę temu przyjrzeć się i nie zareagować, ale wcześniej tak nie było.

To właśnie obserwacja pozwoliła mi się w końcu zdystansować do przejściowych stanów, które wcześniej nie raz przerodziły się w głęboką i mroczną depresję.

Jest to niewątpliwa zaleta całego procesu odkrywania własnej prawdy.

Praca nad sobą to praca na całe życie

Dzień po dniu. Dużą częścią tej pracy jest nie tylko zobaczenie, ale też akceptacja aktualnego stanu- także własnych emocji, dążeń, motywów.

Widzę i akceptuję to, jakim jestem człowiekiem.

„Postęp, nie doskonałość. Zdrowienie to podróż, a nie cel podróży”

Drogowskazy DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików)

Jak często surowo sami siebie osądzamy.
Po co?
Negatywna rozmowa ze sobą to rozdwojenie i konflikt, a to rodzi cierpienie.

Czy naprawdę tak źle sobie życzysz, że sam siebie ranisz?

Negatywne opinie o sobie samym i złe słowa skierowane do siebie rodzą niepokój.

„Niepokój nie zatrzyma nieszczęścia, ale zatrzyma radość.”

Drogowskazy DDA

Wolę dzielić się z innymi tym, co pozytywne i budujące, energią, którą czerpię z życia. Nie mogę tego robić, kiedy zamartwiam się.

Czy umiesz patrzeć człowiekowi w lustrze w oczy?

Czy słuchasz faktycznie co on mówi? Bez uprzedzeń i projekcji, niczego nie zakładając z góry, słuchać i starać się zrozumieć zamiast przeforsować opinię?

Wiem, że wielu ludziom jest łatwiej wyrzucić z siebie emocje wypisując komentarz pod zdjęciem, czy obrazkiem w internecie niż „narazić się” na żywą interakcję z drugim człowiekiem.
Tym bardziej tym w lustrze…

Nie jest łatwo wyzbyć się uprzedzeń w stosunku do siebie i innych i faktycznie słuchać i starać się zrozumieć co mówi człowiek. Dlaczego akurat to mówi i dlaczego w taki sposób?

A warto. Może pierwszy, czy drugi raz jest to wyzwaniem, ale opłaca się.
W słowach i postawie człowieka, z którym rozmawiasz (łącznie z samym sobą) możesz odnaleźć rozwiązanie problemu, z którym od dawna borykasz się.

Czy boisz się, że wydasz się innym śmiesznym, bo uśmiechasz się o nich na ulicy?
Życie w strachu nie jest specjalnie radosne.

Potrafisz uśmiechnąć się do własnego odbicia w lustrze?

Każdy z nas ma coś ważnego do przekazania innemu człowiekowi, ale żeby usłyszeć, trzeba umieć słuchać.

Żeby efektywnie komunikować się z innymi i rozwiązywać konflikty, trzeba najpierw umieć być z sobą samym.
Bez uprzedzeń.

Sądzę, że jakość naszego życia zależy w dużej mierze od odrestaurowania kontaktu z samym sobą, a w ślad za tym innymi.

Życie w pośpiechu, w internetowej izolacji, w coraz bardziej zautomatyzowanym świecie często oddziela nas od siebie. Niby jesteśmy wśród ludzi, a tak naprawdę często bardzo daleko od drugiego człowieka.
Można być samotnym w tłumie, wystarczy nie umieć nawiązać kontaktu z sobą samym.

Na swojej ścieżce spotykam coraz więcej ludzi świadomych siebie, ale też i wielu nieświadomych.
Niezmiennie mam nadzieję, że te proporcje będą się zmieniały, że wyjdziemy do siebie i będziemy ze sobą więcej rozmawiać . Twarzą w twarz.
Mam nadzieję, że zadbamy o bliskość oraz radość życia, że odzyskamy kontakt z własnym sercem i częściej będziemy słuchać jego zamiast przeróżnych racjonalizacji ludzkiego umysłu.

Równowaga w życiu. Część IV

Dziś obudziłam się w domu.

Obudziłam się w domu po raz pierwszy od nie pamiętam już kiedy.

Spałam całą noc. Też nie pamiętam od kiedy. I nie męczyły mnie koszmarne sny. Przynajmniej nie tak ciężkie, jak ostatnio.

Obudziłam się w domu i obudziłam się człowiekiem. Po prostu. Człowiekiem- duchem, który ma szczęśliwie dwie sprawne ludzkie ręce, którymi może wykonywać różne prace i dwie zdrowe ludzkie nogi, które mogą mocno stąpać po ziemi w życiu mi danym.

Otworzyłam drzwi, do kuchnio-pokoju wpadło świeże powietrze poranka przed wschodem słońca. Do mojego domu ono wpadło- do tej kuchni, do mojego ludzkiego nosa i serca. Doznania zmysłowe i pozazmysłowe. Razem. Jednocześnie.

Obudziłam się tam, gdzie jestem, w Australii, na Gold Coast, gdzie rosną palmy i słychać ocean.

Obudziłam się w zgodzie ze sobą.

Ostatnie długie (naprawdę długie) miesiące codziennie budzę się w Polsce, w domu mojej mamy, a po pracy wracam skąpana we własnych łzach do naszego domu „na działce”.
Ten dom był w znacznej mierze faktycznym domem w moim dziecięcym sercu, ale odszedł z mojego życia wraz ze śmiercią taty w tym roku.
A tak naprawdę cały ten czas mieszkam w Australii i tu się budzę i zasypiam.

Codzienny konflikt między żebrami.
Jaki konflikt?

Jedna rzecz to pytanie obecne we mnie od dawna- Polska, czy Australia? Kiedy podjąć decyzję? Kiedy wyjechać z Australii i na jak długo?

Druga rzecz to moje nieustanne poszukiwanie.
Poszukiwanie wiedzy o człowieku, o świecie, o Bogu, poszukiwanie Jezusa, poszukiwanie siebie, poszukiwanie talentów, które dostałam przychodząc na ten świat oraz poszukiwanie tęcz i jednorożców.

Tak, tak, dobrze widzisz. To jest moje życie. Biegnę z głową i sercem w chmurach, jednocześnie stąpając po meandrach nauk przeróżnych z zacięciem szalonego naukowca, za to bardzo mało solidnie (czytaj: wyjątkowo chwiejnie) po praktycznej ziemi życia.

Stopami ledwo dotykam tej ziemi, a przecież to także ten wymiar, w którym teraz istnieję. Wymiar, w którym istniejemy. To bardzo realny wymiar.
Przynosi nie tylko miłość, radości i koszmary dzielenia życia z rodziną i innymi ludźmi, ale też marzenia i czasem ich spełnienie.

To wymiar, który przynosi emocje.
Czasem może przynieść  przynieść frustrację, gniew i rozczarowanie, ale przecież może też przynieść zadowolenie z pracy, radość ze spotkania z przyjacielem, spokój zanurzenia w hobby i miłość do dziecka.

Jak wrogim wobec siebie uczynkiem jest nie docenianie możliwości, które niesie nasze praktyczne życie!

„Per aspera od astra”
Przez trud do gwiazd.

Widziałam to zapisane w wielu notatkach i kalendarzach taty tego koszmarnego dnia, kiedy po jego pogrzebie opróżniałyśmy z Elą jego mieszkanie.

Równowaga.

Jakże tajemnicze pojęcie!

To chyba właśnie równowaga jest tym Świętym Graalem, którego szukam, ale wcale nie szukam, a znaleźć powinnam . Powinnam znaleźć zanim zginę, żyjąc życiem, które tak kocham, a którego jednocześnie sobie odmawiam.

Słowa w mojej głowie, słowa w moim sercu, słowa pisane moimi praktycznymi ziemskimi rękoma i te same słowa malowane wichrem ducha. Te same słowa.

W człowieku nie ma rozdzielności, takie nasze prawo i przywilej.

Ale jednocześnie tak wielu z nas trwa w wewnętrznych konfliktach. Rozdwojona jedność.
Jak to możliwe? Czy taka jest natura człowieka?

Jak znaleźć jedność w sobie? Piszę o tym książkę i ciekawa jestem, czy sama dowiem się jakie jej zakończenie i jakie jest rozwiązanie tej zagadki.

Prawda daje się odkrywać i tylko od nas zależy ile jej zobaczymy.

Kiedy w 2017 zaczęłam nad wyżej wspomnianą książką pracować, dałam jej tytuł roboczy „książka numer jeden”, po czym zmieniłam szybko na „książka numer dwa” widząc, że niełatwe tematy poruszam.

W trakcie pracy nad nią, nabrałam odwagi i postanowiłam wziąć pełną odpowiedzialność za przekaz. Wróciłam do „numer jeden”, po czym zaczął wyłaniać się prawdziwy tytuł i dumnie, choć po cichu, nazwałam ją „jak dobrze żyć”. Tylko po to, by rok później zmienić go na „jak nie żyć, żeby przeżyć” – o jedności w człowieku i jej totalnym rozjechaniu”.

Samo to, że chciałam wziąć na swoje barki pełną odpowiedzialność, za tak ważne treści, pozostawiam na razie bez komentarza. Do refleksji własnej, że tak powiem.

Zadaję sobie pytanie kiedy oko publiczne ma ujrzeć taki materiał?
Kiedy on będzie gotowy? Może kiedy znajdę jedność? Kiedy znajdę własną równowagę w życiu.
Nie za wysoko i nie za nisko. Nie za bardzo do przodu,ale też nie zostając za bardzo z tyłu- po środku.

Jak często chodzimy z głową do przodu, kiedy nasze praktyczne ludzkie nogi pozostają z tyłu, bo nie są jeszcze gotowe, żeby być tam, gdzie góra?

Paskudna pozycja i postawa dla człowieka. Siła grawitacji w takim położeniu zaczyna mocno nasze ciało nadwyrężać, bo środek ciężkości nie jest tam, gdzie powinien być dla optymalnego funkcjonowania całego człowieka.

Nabawiamy się w ten sposób bólu karku i pleców, a często również bólu głowy. Później, przygnieceni całym tym bólem, garbimy się i chodzimy patrząc w dół, zamiast przed siebie…

Brak równowagi.

Od kilku lat przyjaźnię się ze wspaniałą kobietą, którą poznałam jako mojego psychologa, kiedy rozstawaliśmy się z ówczesnym mężem.

I tak spotykamy się raz na jakiś czas, starając się trzymać jakąś równowagę w tej prywatno-nie prywatnej relacji. Równowagę, która pozwoli by ta relacja trwała i była dla nas obu dobra.

Spotkania z nią to jeden z moich najważniejszych pomostów pomiędzy magią życia, w której tak lubię unosić się, a praktyczną, również ludzką, rzeczywistością, w której stąpają moje dwie małe silne stopy.

Widziałam się z nią przedwczoraj. Jednym z ważniejszych rezultatów tego spotkania było to, że wczoraj wieczorem zaczęłam rozumieć źródło obecnego wewnętrznego konfliktu.

Te nasze prywatno-nie prywatne spotkania, jakoś szczęśliwie zawsze wypadają we właściwym czasie.
W czasie, kiedy po długich tygodniach poszukiwań duchowo-naukowych zaczynam kompletnie odlatywać z tego świata.

Konflikt wewnętrzny narasta, bo zamiast cieszyć się z moich odkryć, jak z nowo narodzonego dziecka (czytaj: cieszyć się bardzo mocno i długo, bo ono dorasta i zmienia się!), to ja

pluję sobie we własną twarz, że jestem jeszcze nie wystarczająco dobra.

Mam wtedy w głowie takie słowa jak „szaleństwa panny Ewy” i „cierpienia młodego Wertera”.
Śmieję się z siebie, ale nie do końca.

Zapominam, że jestem człowiekiem i, że taka ludzka kondycja- duch w ciele, które żyją razem i razem powinny kroczyć przez praktyczne ścieżki życia.
Im więcej poszukiwań duchowych, tym większe wymagania w stosunku do siebie, a mniej ludzkich radości. A przecież ja lubię te zwykłe ludzkie radości. Smutki też czasem, bo czym jest radość bez smutku?

Brak równowagi męczy bezlitośnie, bo mniej ludzkich radości jest jednoznaczny z odmawianiem sobie korzystania z życia w pełni.

To moja powtarzająca się historia- stawianie sobie poprzeczki zawsze za wysoko.
Jak wielu z nas podnosi swoją poprzeczkę bezustannie, żeby nigdy nie móc jej właściwie dotknąć?

Jak często wielu z nas dąży do niezdefiniowanej perfekcji? A przecież jest to misja nie do wykonania.

Uroboros- wąż pożerający własny ogon.

Wąż pożerający własny ogon symbolizuje nieskończoność, zjednoczenie przeciwieństw i wieczny powrót- koniec jest początkiem.
To nieskończona jedność duchowa i fizyczna wszechrzeczy, ale może też oznaczać błędne koło…

Wszystko jest perfekcyjne, dokładnie takie, jakie ma być w danym momencie naszego życia. Jednocześnie ten moment zmienia się, choć ciągle trwa (rzeka) i też my powinniśmy dokonać zmian w sobie, by do nowej sytuacji zaadoptować się.

Człowiek perfekcyjnie nieperfekcyjny. Naszym obowiązkiem wobec samych siebie jest odnaleźć równowagę w tym nieskończonym procesie przemiany. Odnaleźć równowagę w sobie, w naszym życiu.
Odnaleźć równowagę dla siebie.

Spokój i radość to niezwykle ważne czynniki naszego życia. Czy bez nich możemy cieszyć się życiem w pełni? I czy możliwe jest życie w spokoju i radości bez równowagi?

Wczoraj zostawiłam swoją poprzeczkę, tam gdzie ją umieściłam wcześniej.
I wreszcie udało mi się jej dosięgnąć!
Wczoraj wieczorem dałam sobie wreszcie przyzwolenie, żeby być człowiekiem, żeby nie próbować osiągnąć doskonałości, żeby móc popełniać błędy.
Wolno mi upaść. Mam przywilej, żeby wstać. Dlaczego nie korzystać z obu?

To tak, jakby wszystko było tylko światłem- gdyby nie było ciemności, nie było nocy, to czym byłby dzień?
Czy widzielibyśmy gwiazdy? Nie.

Równowaga w życiu. Jedność ducha i ciała.

Dziś obudziłam się w domu. Dziś obudziłam się człowiekiem.

To jest naprawdę piękny dzień.