Równowaga

Równowaga.
Taki życiowy oksymoron …
Słowo nadużywane, a jednocześnie niezrozumiałe.

16 Września 2016

Ostatnie 5 miesięcy w Polsce (całe szczęście z przerwami na małe podróże) i poniekąd „powrót na łono rodziny” to był dobry czas.

Bardzo mocna, bo skondensowana i trudna lekcja, za którą jestem wdzięczna, ponieważ pozwoliła mi zrozumieć i nauczyć się więcej o sobie samej poprzez oglądanie się w lustrze emocji moich bliskich, jak i moich reakcje na ich emocje i vice versa.

W naturalny sposób pojawiła się decyzja, żeby zmienić własne zachowania, które w tym lustrze również zobaczyłam, a które niekoniecznie mi się podobały.
Co postanowiłam, zaczęłam wprowadzać w życie od razu. Efekty były różne.

W końcu jestem człowiekiem…

Ale ciągle pamiętam i nadal staram się najlepiej, jak umiem.

Sporą część tego czasu w Polsce chciało mi się wyć, wrzeszceć, uciekać gdzie popadnie z bezsilności wobec zacietrzewienia rodziny i uporczywej walki ze mną o sprawy, które miały miejsce właściwie tylko w wyobrażeniach i oczekiwaniach (niespełnionych).

Były też łzy wzruszenia płynące w ciszy odosobnienia po moich zmęczonych walką policzkach, wdzięcznych za to, że mogły tego doświadczyć.

Chcę tą lekcję pamiętać zawsze.

Chcę na każdym kroku upewnić się, że nigdy nie zachowam się tak, jak nie lubię być traktowana.

Chcę włożyć 100% wysiłku i zaangażowania w proces samorozwoju i dążenia do bycia unikalną sobą, żeby nie powtarzać schematów rodzinnych.
Nie tylko chcę. Wkładam 100% pracy.

Łatwe?

Guzik, nie łatwe!

Wcale nie jest łatwe, bo czasem jest tak, że te wpływy są mocno wpisane w tkanki naszego ciała i praca, żeby się tego pozbyć jest kolosalna!

Spotkanie z najbliższą rodziną to fantastyczna okazja i niemal bezgraniczne pole nauki o sobie, jeśli tylko chce się i umie obserwować własne emocje i zachowania.

Potem konieczna jest praca. Trzeba od tych emocji zdystansować, to nie emocje określają kim jesteśmy. Nie ma żadnego sensu przywiązywać się do nich, czy też je pielęgnować.

Zadaniem bardzo trudnym w danym momencie, ale też najprzyjemniejszym w całym rozliczeniu, jest po prostu „puszczenie emocji wolno”. Jak balonik wypełniony helem. Puszczasz i leci, leci, leci daleko unoszą ze sobą wszystko, czego już nie chcesz, choć może w danej chwili wydaje się Tobie, że jest inaczej.

Czasem jesteśmy w tej rzadkiej i „komfortowej” sytuacji, że tak po prostu umiemy „puścić wolno” gniew, złość i frustrację grubo podszyte strachem przed czymś.

Czasem niestety musimy temu stawić czoła (szczególnie, jeśli nie wiemy, przed czym ten strach powodujący inne ciężkie emocje)…

Jedna i druga droga jest trudna, ale też konieczna do rozwoju i znalezienia większej łatwości i radości w życiu.

Niezależnie od tego, w jaki sposób, trzeba uwolnić się od powracających emocji ciągnących za sobą jarzmo reakcji, które są niekontrolowane i nie służą nam w życiu wcale.

Jeśli emocje będziemy nadal chować do środka (mówię nadal, bo tam i tak już zdążyliśmy dużo pochować w ciągu naszego dotychczasowego życia), to nie tylko nasze ciało na to odpowie urazami i chorobami, ale też nadal będziemy „popełniać” te same zdarzenia, a po co, jak życie może być prostsze?

W ciągu tego pobytu w Polsce – lekcji- moje ramiona przesunęły się do przodu, jakby ściągnięte przez zapadającą się klatkę piersiową, a górna warga stała się wąską kreską.

Te głęboko pogrzebane emocje i przekonania też trzeba będzie uwolnić – przecież nie ma sensu zamknięcie samej siebie w więzieniu tak ponurego cmentarzyska.

Cieszę się na nowe.

Zmiana i nowe to świetne narzędzie do samorozwoju.

(2 kwietnia 2017)

Pozostanie w miejscu, małżeństwie, pracy- w sytuacji życiowej, która nie jest dla nas łatwa, to też świetne narzędzie do samorozwoju.
Do momentu, kiedy zyski przewyższają koszty. Później konieczna jest zmiana.

W przeciwnym razie jest zastój.

A zastój jest wredny -nie sprawia, że wszystko po prostu zatrzymuje się. Wszystko umiera.

Zastój to powolna śmierć w męczarniach.

Wobec takiej alternatywy, człowiek nie ma wyjścia, próbuje i idzie do przodu. Czasem chwiejnie, ale idzie. Zazwyczaj…

Jeśli nie próbuje, to znaczy, że potrzebuje pomocy.
Potrzebuje drugiego człowieka.

Czasem jeden szczery, serdeczny uśmiech wystarczy.

Wystarczy, żeby zrównoważyć pustkę zastoju i pomóc drugiemu człowiekowi postawić pierwszy krok na przód.

Równowaga…

Piękny stan – nie za nisko, nie za wysoko. Po prostu w równowadze. Spokój. Radość. Życie.

Równowaga to skomplikowane słowo prawda? Ileż różnych znaczeń!

Więc jak to jest z tą pracą nad sobą?

Czy 100% mocy w pracy zwanej samorozwojem zaprowadzi do równowagi emocjonalnej i psychicznej?

Wątpię.

W zupie zwanej pięknie Życiem potrzeba też trochę innych przypraw!

Czasem trzeba po prostu zrobić coś fajnego, cokolwiek sprawia Ci przyjemność!

Obejrzeć głupi film, spotkać się z kumplem, zaśpiewać piosenkę tak, żeby sąsiedzi słyszeli, zjeść czekoladę albo zrobić 5 przysiadów na środku ulicy, bo akurat masz ochotę 😉 (ja bardzo lubię przysiady 😉 ).

Chyba chodzi o to, żeby życie było pełne.
Żeby po prostu było Życiem!

Searching for the Holy Grail…czyli poszukiwanie sensu życia.

28 Marca 2017

Przez te długie lata spędzone na poszukiwaniu sensu w życiu (searching for the Holy Grail…) nauczyłam się dużo.

Wyznaczając coraz to nowe cele i zadania na tej drodze nauczyłam się dużo o sobie samej. O ludziach i troszkę też o tym jak nasz świat jest skonstruowany (“troszkę”, bo wątpię, że jako człowiek mam zdolność do pojęcia go całkowicie). 

Zyskałam nowy wymiar w życiu – wiarę. Wiarę nie tylko w życie samo w sobie, też wiarę w siebie, ale nie tylko… O tym będę pisać więcej, ale jeszcze nie teraz. Teraz nie potrafię, ponieważ…

…ponieważ niedawno to wszystko straciłam.

Bliskie mi wtedy były słowa Muńka Staszczyka (i jedyne, które rozumiałam):
“Daleko tak daleko, daleko tak. Jesteś tak daleko ode mnie, czasami jednak blisko tak. Wyszedłem z domu, nie było nikogo. Zgubiłem sens, upadłem na twarz”.

I teraz znowu szukam i uczę się na nowo starając się odzyskać siłę, wiarę. Odzyskać sens życia.
Odzyskuję zaufanie do siebie, które przez tyle lat budowałam i które niedawno, nagle po prostu ulotniło się w oparach gubionego sensu życia.

Nie było niczego, nic już nie było pewne, połączenie zostało zerwane, wydawało mi się, że bezpowrotnie.
Całe szczęście powoli, bardzo powoli, okazuje się, że to była prawda tylko tymczasowa i odzyskując nadzieję odnajduję na nowo wiarę i zaufanie do siebie samej.

Buduję zaufanie do ludzi, może powinnam powiedzieć wiarę w ludzkość?

Okazuję się, że niezależnie od całego gąszczu chorych”Matriksów” chciwości, które stworzyliśmy, i w których żyjemy, ludzie są dobrzy.

Ludzie pomagają ludziom.

Nawet jeśli sami niewiele mają i nawet jeśli sami sobie nie potrafią pomóc.

Tym bardziej chcę być jeszcze silniejsza niż byłam i tym bardziej chcę szukać dalej, szukać nowych możliwości, zmieniać, aż znajdę znowu to, co przynosi mi radość i co sprawia, że mogę być lepszym człowiekiem.

W końcu w jednym z podań o Królu Arturze rycerz Galahad odnajduje Świętego Graala… chociaż z drugiej strony do tej pory nie wiemy, czym ma być Święty Graal, ale czy to wystarczający powód, żeby przestać go szukać?

14 Sierpnia 2016

Kiedy, a może gdzie przebiega granica pomiędzy wytrwałym dążeniem do celu, a rozminięciem się z nim?

Uwielbiam tekst Kazika „i tylko przed jednym chcę Cię ostrzec, nie wyważaj drzwi otwartych na oścież”.

Skąd wiedzieć, kiedy nadszedł moment, w którym lekceważysz oczywiste znaki, że zboczyłeś z kursu w zaborczym dążeniu do celu i już wcale nie idziesz właściwą drogą, tylko ze ślepym uporem starasz się osiągnąć coś wbrew sobie?

Co określa tą granicę? Cel? Jeśli cel, to jak go słusznie ustalić? I, czy można dojść do celu biegając w kółko jak ten pies z „Anielki”, który zataczając coraz szersze kręgi szukał tym sposobem właścicielki? A jeśli można (przecież on znalazł…), to skąd wiemy, kiedy zyski przewyższają koszty?

Mój trener na każdych zawodach jiu jitsu krzyczał:

„You are getting too high! Stay low! Don’t expose yourself!”

Żeby wygrać niekoniecznie trzeba górować nad wszystkimi.

Ego jest do pewnego stopnia motywujące, ale nie może przejąć kontroli nad Twoimi działaniami, bo spali Ciebie i innych wokół.

A emocje? Może kierować się emocjami? Emocje mogą być zdradliwe- i te radośnie pozytywne, i te zjadliwie ciężkostrawne.

Emocje to przeszłość, przyszłość i brak równowagi pomiędzy, jeśli damy się im ponieść i przejąć kontrolę nad naszymi decyzjami i działaniami.

Może lepiej kierować się sercem i nie zważając na strach (emocja), czy ego krzyczące zdradliwie „no co Ty, poddać się chcesz?” po prostu zmienić kierunek i obrać inny cel?

12 Sierpnia 2016

To, co wiesz, że masz do zrobienia, że to jest ważne, możesz odwlekać z różnych powodów na wiele różnych sposobów. Głównie poprzez zajmowanie się całym mnóstwem innych spraw byleby tylko odwlec zrobienie tej jednej ważnej rzeczy.

Prokrastynacja też jest ucieczką.

Bo jak inaczej nazwać skupianie uwagi na dziesiątkach innych „ważnych” spraw, żeby tylko odwlec (może uciec?) załatwienie tej jednej, która faktycznie ma znaczenie?

Całe szczęście tak jesteśmy skonstruowani, że dyskomfort, który narasta wraz ze wzbierającą ilością mydła w naszych własnych oczach, staje się w pewnym momencie nie do zniesienia.

Niestety ten proces może trwać długo. W międzyczasie próbujesz zamaskować ten narastający dyskomfort według znanej i szeroko stosowanej (i kompletnie bezskutecznej) metody „ból leczyć bólem”.
Na przykład udajesz, że jesteś zajęty – w pracy, przy kolejnym kursie tańca, na siłowni, następnym remoncie mieszkania (znów znudziły się Tobie własną ręką wybrane kafelki, kolor ścian, etc…). A może zmęczony lub sfrustrowany sięgasz po kieliszek, papierosa, sex, kłótnię, środki uspokajające, nerwowo sprzątasz łazienkę (Po co? I tak jutro zaczyna się jej remont…) – wstaw sobie dowolny środek, większość z nas wie po co sięga…

I przez chwilę jest ok. Ale czy faktycznie jest OK? Pewnie, że nie jest! Nic się nie zmieniło.

Próbujesz tej samej rutyny od lat i wiesz jaki jest efekt.

Tak, świetnie zgadłeś – efekt w postaci fatalnego samopoczucia, wyrzutów sumienia, żalu, gniewu, frustracji, smutku, kłopotów ze spaniem, czy narastających konfliktów (głównie z najbliższymi) narasta jak ogromna kula brudnego śniegu toczonego z obrzydzeniem i w sumie bez celu…

Ale czy Ty się tym przejmujesz? Czy może dalej brnąc w brudnym śniegu zachowujesz się jak „szaleniec” liczący na to, że jego czerwone skarpetki, których ma pełną szufladę i których koloru nie zmienił od lat, nagle staną się niebieskie? W jego przypadku skarpety nie zmieniły kolory z czerwonego na inny od 20 lat.
Tak po prostu. Same z siebie nie zmieniły się w coś, czym nie są. On też nie.

A Ty?

Zawsze jest szansa na łut szczęścia-  poczucie dyskomfortu narośnie do poziomu bólu nie do zniesienia i położy tym samym kres mydleniu sobie oczu…

Będziesz musiał coś zmienić.

Jeśli jesteś tym „szczęściarzem” i mimo mydła w oku, zaczynasz widzieć o co tu naprawdę chodzi, śmiało poszukaj pomocy!
Wsparcie na drodze zmian (tym bardziej dużych zmian) przyda się na pewno.

Jest wiele technik, metod, książek i przede wszystkim ludzi, którzy wesprą Ciebie w procesie zrozumienia mechanizmów, które stworzyłeś obronnie w życiu, i których zmiana sprawi, że to życie naprawdę zacznie być Życiem! I będziesz cieszyć się nim i być za nie wdzięczny.
I już nigdy nie powiesz „pogoda jest paskudna”, bo po prostu zobaczysz, że nie jest.
Pogoda jest taka jaka jest.
To staje się proste, jak już zrozumiesz, co jest dla Ciebie naprawdę ważne…

Excerpt from Living Now. Raym Richards.

28 Marca 2017

Za niecałe 4 tygodnie opuszczam Gold Coast. 
Pewne rzeczy stały się jasne w ciągu ostatnich tygodni. Pewne rzeczy stały się jeszcze bardziej tajemnicze, żeby nie powiedzieć zagmatwane…
Nadal mam więcej pytań niż odpowiedzi.

Poczucie, które miałam wcześniej – “it is that simple” – stało się  ostatnio nieco bardziej złożone… Pytania, pytania, pytania… 

Może stąd chęć, żeby wszystko uprościć. W końcu. Żebym jeszcze tylko umiała upraszczać.

Całe szczęście, jestem tym “szczęściarzem” – poczucie dyskomfortu urosło do poziomu bólu nie do zniesienia i jedynym słusznym sposobem wydaje się robić rzeczy inaczej niż do tej pory.

Jedno jest pewne bez radości nie ma życia

wobec czego jedyną słuszną decyzją wydaje się być “znajdę, co przynosi mi radość”.

Mam rację, czy się mylę?
Co myślisz?