Pory roku

September 2014, wiosna tu, w słonecznym Queensland

Gold Coast Spring

I kliniczna jesień w mojej kuchni 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Odkryłam na nowo miłośc do kapusty kiszonej, tym razem robionej własnoręcznie wedle tego, co mi akurat przyszlo do głowy/wpadło pod rece… za każdym razem sie udaje i jestem mega zadowolona, bo mam coś, czego mi przez 5 lat brakowało baaaardzo! 🙂

Mamo… czego mi nie brakowało przez ostatnich pięć lat…! Gór, snowboardu,jezior, lasów, śniegu, białej Gwiazdki (hehe), Żywca z kufla na stoku w Karkonoszach, ogórków małosonlnych, dobrej kiełbachy, ale przede wszystkim rodziny i przyjaciół. I rozmów o czymś innym niż pogoda… Przynajmniej tak mi się zdawało. Dobrze mi się zdawało, jasne! Tyle, że okazało się jednak, nie tak dawno zresztą, że tak naprawdę brakowało mi spokoju, akceptacji siebie, akceptacji świata jakim jest, czyli zwyczajnie świadomości. Droga była mglista, wyboista, bolesna i pełna kałuż łez (co, ja mówię, oceanów łez!), ale z moim cudownym upartym ego, zamiast znaleźć inną scieżkę, pchałam się moim Samozatraceniem do przodu. Tak, tak, jednak do przodu, jak teraz o tym myślę, choć wyglądało raczej na kręcenie się w kółko okazjonalnie waląc łbem w ścianę, beton,mur – cokolwiek, co było twarde, jak s..n i nie miało żadnego zamiaru mnie przepuścić. I niespodzianka! Na tym etapie już nie nazywam tej drogi Samozatraceniem, bo obudziłam się i okazało się, że nie ona była zła, że nic nie było złe, że sprawy mają swój porządek i moje walenie łbem w mury przyniosło budujące (!) efekty! Właściwie to murów nigdzie tam nie było, ale w nieskończonej potędze ludzkiej wyobraźni sama sobie je stawiałam, żeby za chwilę móc otro przypieprzyć w nie własną głową.
O mądrości człowieka!!

I jestem teraz już spokojna, a jak patrzę na drogę, którą przebyłam do tej pory ogarnia mnie szczęście i bezbrzeżna wdzięczność i radość, że było mi dane iść Samozatraceniem, która teraz jest bezimienną drogą, bo jakoś (jeszcze?) nie mam śmiałości nazwać jej Życie, a może będzie miała inną nazwę?