Ja i te moje marzenia…

14 sierpnia 2022, Wrocław

MARZENIE

Po raz nie wiem który czytam moją własną książkę, tę samą, którą pisałam długie lata. Jest już gotowa do druku.
Kolejne edycje, korekty, redakcje, skład, projekt graficzny i nieskończona liczba czytań.
Idę przez cały ten trudny proces moim tempem, termin publikacji przeciąga się.
Nie potrafię wyrazić, jak bardzo chciałabym już ją urodzić, i niech idzie w świat jeszcze szybciej. Niech próbuje go poznać o własnych siłach, oczami i doświadczeniem każdego, komu wpadnie w ręce.
Tak bardzo tego chcę! Dziś jednak dzieje się coś niespodziewanego- zachodzi we mnie zmiana… czytam, przebrnęłam przez najgorsze fragmenty (tak, nie ma co się oszukiwać- początek tej książki jest paskudny, tak, jak moje samopoczucie w tamtych dniach) i nie mogę się oderwać. Wyraźnie widzę zmianę w sobie i nie utożsamiam się ani ze sobą z tamtych dni, ani ze sobą podczas kolejnych czytań, ani ze sobą dziś. Po prostu czytam i odczuwam różnicę, zauważam zmianę. To dobra książka, jak wszystkie prawdziwe książki.

Kiedyś pisałam każdego dnia, do dziś nie pisałam od około dwóch miesięcy, to właśnie dziś udało mi się ponownie otworzyć plik. Może ona już poszła w świat, mimo, że sprawa wydania jest jeszcze na etapie rozmów i kolejnych kosztorysów.

15 sierpnia 2022

Praktyczna strona

Jak zawsze praktyczna strona rzeczywistości wymaga więcej uwagi, mniej pogoni. Ileż razy o tym zapomniałam, zapominam…

Sprawy wydania gęstnieją z godziny na godzinę, nie nadążam, od dawna mówię, że ta książka mnie zabije, albo wzmocni… Wiem, że wzmacnia, ale wysiłek jest czasem ogromny.

Całe szczęście, że czyta mi się ją lepiej.

17 sierpnia 2022

Wielkie Pranie

Wczorajszy dzień ukoronował narastający od wielu dni poziom przebodźcowania. O jedzeniu nie było mowy, wzięłam tabletkę na spanie, żeby uciec w ciszę snu, ale i to mało pomogło. Mało spałam, za to dużo, o wiele za dużo, śniłam częściowo na jawie. Wielkie pranie wszystkich zdarzeń połączonych ze sobą, mam wrażenie, że wyśniłam mieszankę z całego życia. Mam nadzieję, że się przeprało i ciężary ze snów znikną. Całe szczęście zakończenie zdało mi się optymistyczne.

Jednak nie zmieniło to faktu, że w końcu wstałam, ale zmęczona jeszcze bardziej niż wczoraj, kiedy kładłam się spać.

Niby tyle wiem, ale czy robię? Może kiedyś wprowadzę dyscyplinę, w której jestem ta dobra w przestrzeni życia zwanej odpoczynek…

Potreningowa przejażdżka na Partynicach


Nieco później tego samego dnia…

…Koń to takie piękne, szlachetne zwierzę- nie potrafię od Was oderwać wzroku, nie mogę nadziwić się, jak takie cudo może istnieć…

Wracam z rowerowej lub innej sportowej eskapady wprost do tzw. rzeczywistości. Jakoś to męczące…
Oczywiście, gdybym bardziej przykładała wagę do tego, jak chcę ją widzieć-odczuwać oraz mniej słuchała myśli, mogłabym częściej odpoczywać od ich zgiełku i zwyczajnie wszystko byłoby łatwiejsze. Mogłabym pozostać w stanie sportowej euforii radząc sobie z wyzwaniami dnia bieżącego.

Jednak często o tym zapominam, a im mniej snu, a  sieć zdarzeń, decyzji, planów gęstsza, tym pamięć krótsza…

24 sierpnia 2022

Marzenie, nawyk, szaleństwo?

Po dzisiejszej nieudanej próbie przejazdu koleją z Wrocławia do Legnicy (siedmiogodzinna wyprawa której esencją było utknięcie na trzy godziny w Malczycach w oczekiwaniu aż wznowią połączenia jakiekolwiek) i wczorajszej przeprowadzce dochodzę do wniosku, że ja jednak chcę do domu… Na myśl o tym, że mogłabym być w różnych fajnych miejscach czuję się bardziej ożywiona, ale jak pomyślę o trudach pakowania, podróży, organizowania się w nowym lokum, sprzątania itd, odechciewa mi się przygód.

Podróżowanie jest fajne i dalej mnie kręci myśl o nowych miejscach, znajomościach, aktywnościach, ale te wszystkie godziny spędzone na komórce, przed kompem, planowanie, nieudane starty i wysiłek towarzyszący wszystkim czynnościom przerasta mnie.
Nie zrozumcie mnie źle, mam w sobie dużo siły, ale nie do tego obecnie. To mnie wykańcza, wysysa energię, dopóki nie zostanie suchy wiór nieposkładanych emocji i zmęczenia. Chcę po prostu bezpiecznie i spokojnie pomieszkać…

25 sierpnia 2022

Kodowanie nowych zdarzeń- zmiana świadomości

Znów śnił mi się ojciec i dom na działce, otwarcie przyznał, że oddał go obcym mi ludziom (poznałam ich, ale są dla mnie obcymi ludźmi, zresztą udowodnili wrogie wręcz nastawienie nie raz). Im większy poziom przytłoczenia, tym bardziej sny o utraconym domu powracają. Chcę je wreszcie zamienić na sny o nowym domu, uzyskanym domu, darowanym domu, nabytym domu- MOIM DOMU!
Dość tych łzawych wynurzeń o stracie, one są niezwykle męczące!
Niech mi się w myślach zakorzeni i w końcu zacznie śnić Nowy Dom. Bezpieczny, przestronny, jasny, pełen światła, wystarczająco duży, czysty i wystarczająco cichy dom- mój dom.

Zamiast krzyczeć słuchaj szeptów

Jadę rowerem w ruchu starając się zagłuszyć jazgot własnych myśli. Mam do podjęcia decyzje, plany do zorganizowania, plany do wykonania, spotkania, przeprowadzki, przejazdy, przeloty, czuję się przytłoczona- zbyt dużo, zbyt prędko. Przede wszystkim ogrom myślenia. To zakłóca moje postrzeganie wszystkiego i podejmowanie decyzji. O ironio…
Moje ciało jest niesamowite, że pozwala mi na aktywny, sportowy rodzaj relaksu kilka razy dziennie, innego rodzaju odpoczynku nie lubię. Ten bezczynny od kiedy pamiętam był dużo trudniejszy.
Przełamywanie własnych komforto-dyskomfortów nie jest szczególnie łatwe…
Napisałam o tym książkę, mimo trudu, niezwykle mi to w życiu pomogło, a jednak nawyki wypracowane w dzieciństwie, mimo, iż potrafią przybrać różną formą, pozostają sobą. Trudno je wykorzenić, ale warto mieć tą świadomość i nad sobą pracować. To pomaga w życiu.

Więc pracuję. Jadę i staram się uciszyć wszystkie myśli, wiem co się dzieje, ale uciszani nie idzie mi najlepiej. Jednak w pewnej chwili, pomiędzy wrzaskami w głowie, które zresztą odbieram całym ciałem, zaczynam słyszeć i czuć szept- uspokój myśli, nie myśl. Wszystko ułoży się idealnie jak być powinno, dobrze dla wszystkich zainteresowanych, przestań myśleć. Przypominam sobie tytuł książki, którą zobaczyłam niedawno u koleżanki- „Potęga Bożego szeptu” i wreszcie zdaję sobie sprawę, że ponownie zapomniałam…

Zaczynam śpiewać na głos, przypominam sobie o oddechu, już wiem, że wszystko ułoży się dobrze, muszę tylko pozwolić głowie odpocząć i wykonywać to, co przyjdzie z wewnątrz serca.

20 października 2022, Gold Coast, QLD, Australia

Słucham, nie mam wyjścia

Wylądowałam z powrotem w Australii równo dwa tygodnie temu, 6 października. To były niezwykle intensywne dwa tygodnie…
Oczywiście zaczęły się od „wprowadzenia”- nowy dom, nowa okolica, nowi ludzie, graty do rozpakowania, bieżące życie do ogarnięcia. Samoloty były zapchane po brzegi, snu niewiele. Po przylądowaniu w Australii to samo plus ( a może właśnie minus…) mało jedzenia- nie było czasu, nie było jak i gdzie- zasuwałam, żeby ułożyć sobie wszystko od nowa.

Dwa dni po przylocie rozłożyłam się- choróbsko dosłownie ścięło mnie z nóg. Nie choruję, chyba od liceum nie byłam chora, więc to, co mnie dopadło było kompletnym zaskoczeniem, system oszalał, a ja wraz z nim… Dziś, niemal dwa tygodnie od początku tego szaleństwa, wreszcie zaczęłam czuć się lepiej. Smaku i węchu nadal nie odzyskałam do końca, ale przynajmniej nieco mniej się męczę, bajzel myśli i emocji ucichł i nieco mi łatwiej żyć.
Dzięki Bogu za każdą wysłuchaną modlitwę i w dużym stopniu odzyskane zdrowie…

Zaczęłam widzieć okoliczną Australię i mimo, że serce tęskni za Polską, bardzo się cieszę, że teraz jestem tu. W końcu jednak jestem w domu.
Zawsze lubiłam odmienność, tak mi zostało do dziś.
Będąc w Polsce dostrzegam jej egzotyczność dla obcokrajowca, a teraz, po powrocie do Australii, mam poczucie, że egzotyka sięgnęła daleko poza moje dotychczasowe pojmowanie świata. Mimo, że mieszkam tu od ponad 13 lat, tym razem wylądowałam nie na innym kontynencie, ale na innej planecie…

Już nawet nie mówię o oceanie, ale nastawienie ludzi do życia, siebie samych, siebie nawzajem- to inna planeta… Inne podejście do życia, uśmiech na ulicy zamiast wzajemnej wrogości, bezproblemowość, lekkość, nawet psy, które bawią się ze sobą radośnie niezależnie od rasy i rozmiarów…
take it esy mate
enjoy yourself out there
no worries
how’s your day been so far?
Fantastic!
what you’ve been up to? Not much hey, how about yourself?

Lista nie ma końca.
I ta werwa do życia, zapał, żeby coś robić, ruszać się, spotykać, śmiać, żeby żyć!

Moja przyjaciółka z Brazylii mówi, że ludzie są tam zazwyczaj bardziej przyjaźni niż tutaj. Kiedy po pobycie w Polsce ląduję w Australii, nie potrafię sobie tego wyobrazić… Mimo, że Australijczycy, przynajmniej Ci na GC, rzucają ręczniki na ziemię, a buty w tym samym czasie kładą na stół, a społeczeństwo zmieniło się od mojego pierwszego lądowania 13 lat temu nadal uważam, że są przyjaźni. Nawet bardzo.

Tankuję auto, dopiero co pływałam, jestem w samym kostiumie kąpielowym. Wchodząc do środka, żeby zapłacić mówię do kasjerki- przepraszam, ale nawet nie mam ręcznika, bo tak gorąco. Babka się śmieje i mówi- no co ty, przecież na Gold Coast jesteśmy!

Jest mi to dobrze, jestem w domu i cieszę się, że tu jestem!
A jednak czegoś mi nadal brak… Może to radość z tej polskiej różnorodności, którą odczuwałam jako tak jaskrawą i pełną życia będąc w Polsce? A może przywiązanie do ziemi? Lub tęsknota za najbliższą rodziną? Lub zwyczajnie oderwanie od codzienności zapakowne w obietnicę nowego?
Cokolwiek by to nie było i jakkolwiek nie byłby silne, w najbliższym czasie nie zamierzam się stąd ruszać, więc może uda mi się jednoznacznie zidentyfikować źródło tego braku…

Live bright, be You!

Lubię pisać. Piszę dużo, ale nie zawsze to publikuję. Czasem „nadrabiam” te przerwy sięgając wstecz dat i wtapiam tamte zapiski w bieżącą narrację.
Tak zrobię i dziś.

W trakcie ostatnich kilku miesięcy dość dużo się działo, wiele zmieniło, ja się zmieniłam. Lubię tą nową świadomość i coraz mniejsze przywiązanie do tego, co jest.
Lubię cieszyć się dniem coraz bardziej, jednocześnie nadal nie ustając w marzeniu.
Jedno i drugie buduje moją rzeczywistość.


18 września 2021

Potraktuj to jak wizytę w Aquaparku

Do parku rozrywki człowiek przyjeżdża, bawi się, wyjeżdża i wraca do domu.

Zaczęłam sprawdzać bilety na lot do Polski w pierwszych miesiącach 2022.

Dwadzieścia kilka lat w Polsce, dwanaście w Australii, sporo podróży, przeprowadzek pewnie z setka.

Czuję się zmęczona. Już półtora roku trwa kompletne globalne szaleństwo, a mnie nadal szokuje, że niektórzy nadal zawzięcie noszą przepaski na oczach i watę w uszach.

Ogólna atmosfera nie sprzyja takim, jak ja- niezwykle wrażliwym, a praktyczne życie też nie zawsze rozpieszcza.

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, rozwieję je- tak, owszem, można czuć się nieszczęśliwym mieszkając nad brzegiem oceanu. Najgorsze jest to, że ja wiem, jak to zmienić, wiem, że mogę wybrać, jak chcę się czuć i znam narzędzia, żeby zmienić swój stan.

Jednak dziś nie chcę i nie chce mi się. Słucham ego i płynę na paskudnej fali nieszczęścia.

Teraz nie słyszę ludzkiego zgiełku. Ja go odczuwam każdą komórką ciała.

Mieszkam z dziewczyną, która emocjonalnie wręcz wrzeszczy. Krzyczy do środka, jak opętana. Woła też na zewnątrz, choć robi to prawie milcząc.
Nie każdy widzi i słyszy ten niemiłosiernie krzyk, ja tak. Nie tylko go słyszę, ale też czuję wewnątrz. Słyszę też jej myśli…
Dziś jeszcze nie zdaję sobie sprawy z tego, że to nie głos mojego ego, ale jej ból.

Teraz potrzebuję wyjeżdżać w góry lub pływać bardzo często (każdego dnia), żeby odnaleźć spokój, usłyszeć siebie, zobaczyć siebie, poczuć siebie.

Znowu zapomniałam, że mam siłę by przez to przebrnąć.
Jej nie pomogę, ponieważ dziewczyna ewidentnie tego nie chce, ale nie ma nic złego w ratowaniu własnych czterech liter.

19 Października 2021

Szóstego października wyjechałam na dwie noce, jednak to nie wystarczyło. Wracałam z bólem w sercu, więc czternastego wyjechałam na trzy noce. Dziś czuję się dobrze- z powrotem w domu, jednak ona tu nadal jest i wciąż krzyczy w milczeniu. Pojutrze, po pracy, prawdopodobnie znowu wyjadę, właśnie analizuję oszczędności.

P.S. Wyjechałam kilka dni później na cztery noce. Dobrze mi było w ciszy.
Nie chcę już wracać do hałasu. Skażenie ludzkim zgiełkiem rani wszystkie moje zmysły, a ten zdecydowanie przybiera na sile, gdy cierpiąca w milczeniu współlokatorka jest w domu.

16, a może 15 lub 17 października 2021

Uroki bezsenności w obliczu zmęczenia rzeczywistością

Pływam wśród rekinów- zombie, są niby martwe, ale mają w sobie jakieś żywe istnienie. Woda jest zmieszana z krwią, a ja jestem przerażona, szukam wyjścia.
Uczę się, jak się nie bać, ale bardzo chcę już wydostać się z tej spienionej czerwienią wody.
Widzę brzegi, jestem w kanale, przede mną pomost o kształtach pagody (wiem, wiem, ale w snach taki pomost jest możliwy), a na nim sprężony masywny tygrys. Wychodzę, nie pamiętam czy rzucił się na mnie i udało mi się uskoczyć, czy może po prostu przeskoczył nade mną, skoczył poza mną…
To sen, nic nie ma znaczenia, a jednak wszystko ma ogromne. Ania po drugiej stronie lustra i w krainie czarów jednocześnie.

Tak rozpoczęła się bardziej świadoma część tamtej nocnej przygody. Później było jeszcze bardziej intensywnie. Kłębowisko zdarzeń, emocji, przeżyć i odczuć. Budziłam się i ponownie zapadałam w ten przedziwny, często przerażający film. W końcu wstałam, zbyt wcześnie, żeby zmęczone wyświetlaniem filmu pod powiekami oczy chciały się w pełni otworzyć. Zresztą sama nie byłam na to gotowa, ale nie miałam już sił na kolejny sen.

8 listopada 2021

Co jest dla Ciebie naprawdę ważne, a co mniej ważne?

Zajęta poniekąd życiem bieżącym oraz korektą mojej „wielkiej książki” („wielkiej”, bo pisanie jej zajęło mi wiele lat, a wydawanie zajmuje już niemal dwa…zresztą, w tym czasie myślałam kilkakrotnie, że przypłacę to życiem, a jednocześnie to właśnie cały ten proces kilkakrotnie moje życie ocalił), przestałam pisać.

Nie mam sobie tego za złe, nie można robić wszystkiego na raz, czasem to zwyczajnie niemożliwe fizycznie, ale przyznam, że brakowało mi pisania przez cały ten czas.

Moje opowiadania lub artykuły to moje spojrzenie na świat, a ich publikowanie to forma konwersacji z innymi. Ich pisanie i udostępnianie to również doskonały sposób na załatanie każdej dziury na duszy powstałej po rajdzie poczucia bezsensu lub samotności.

Teraz łatam dziury po ostatnich miesiącach spędzonych we wspólnym mieszkaniu z byłą już (całe szczęście moje i jej) współlokatorką. Nieprawdopodobne jak wiele fizycznego i emocjonalnego hałasu może nieść ze sobą i roztaczać wokół siebie młoda, niewielka i na pozór cicha dziewczyna.
Agresja wewnętrzna uzewnętrzniona milczącą agresją na zewnątrz. To chyba jej naturalny stan.
Mam nadzieję, że kiedyś, a nawet szybko otrząśnie się i powróci do żywych. Tego jej życzę, choć nie sądzę, żeby to było możliwe zbyt prędko. Zbyt mocno pogrążona jest w swojej udręce.

Szkoda, jak tylko zbierze się w sobie i porzuci ból, okazuje się bystrą i zabawną młodą dziewczyną. Niestety potrafi się nieoczekiwanie z tego wycofać poza tarczę pokrytą grubą skorupą strachu i niepewności, które ujawniają się złością i agresywnym zachowaniem.

Może sama byłam wcześniej podobna i dlatego tak mocno dotknęły mnie te ostatnie miesiące spędzone z nią pod jednym dachem? Pytań mam wiele, na niektóre nie chcę poznać odpowiedzi.

Jedno jest pewne, od kiedy wyprowadziła się ostatecznie wczoraj odczułam niebywałą ulgę, a moja przestrzeń życiowa powiększyła się znacząco. Wróciła energia, radość, a nawet sporo hałasu umilkło, mimo, że nadal mieszkam przy tej samej ruchliwej ulicy…
Ciekawe, jak dla człowieka silnie uwrażliwionego hałas wewnątrz duszy może potęgować hałas fizyczny, nawet hałas duszy cudzej… Chcę, czy nie, potrafię słyszeć czyjś wewnętrzny krzyk.

Powinnam mieszkać sama.
Nie pomogę nikomu innemu, jeśli najpierw nie pomogę sobie.

22 listopada 2021

Nie pisałam od wieków… Tak to przynajmniej odczuwam, a to przecież tylko kilka tygodni.

Zachłysnęłam się wolnością mieszkania samemu, ale też i skupiłam na próbach dokonania kilku zmian w życiu, co wraz z organizowaniem życia bieżącego pochłania sporo czasu i wysiłku, także mentalno-emocjonalnego.
I tak to sobie tłumaczę- nie miałam kiedy pisać, bo jestem teraz bardzo zajęta lub czuję się zmęczona komputerem… Ale to nie do końca prawda, czas zawsze można znaleźć.
W obliczu niepojętej dla mnie sytuacji na świecie, również w moim najbliższym ogródku, sama nie byłam pewna co pisać. Pewne sprawy w życiu wymagają ciszy i nabrania dystansu.

Szukam ich w kontakcie z naturą.
W tym roku po raz pierwszy poczułam zapach lasu w tutejszym lesie tropikalnym, zaczęłam dostrzegać roślinność, która jest mi coraz bliższa, coraz bardziej znajoma trzewiom.

Jestem w domu.

Szkoda tylko, że to dom którym próbuje rządzić dyktator. Wielu ich na świecie.

Jak się zdystansować do nierządu, do sankcji za niepoddawanie się bezprawiu?

To wymaga wiedzy, a odnajdywanie wartościowych informacji w obecnej dobie pandemii ślepoty i szaleństwa kształtowanego nowym systemem wierzeń nie jest zadaniem łatwym.


5 grudnia 2021

Radość jest ważna, życie jest ważne. Zapominając część nauk, które już na temat w życiu pobrałam, odjechałam na jakiś  czas dając się unieść fali przytłoczenia globalnym szaleństwem.

Ocknęłam się w dzień urodzin, czyli niemal tydzień temu. Dla mnie dzień urodzin jest dniem celebrowania życia- wszystkich jego radosnych objawów. Choćby waliło się wszystko na zewnątrz, postanawiam jak zawsze, że to jest mój Dzień Radości.
Zdecydowałam, że dziś odnajduję radość w życiu, więc zmieniam percepcję, przestaję się martwić i wyruszam na jej poszukiwanie. Oczywiście jeden dzień to za mało, zarządzam Urodzinowy Tydzień Radości i każdego dnia na nowo ją odnajduję. Modlitwy i życzenia zostają wysłuchane. Ogarnia mnie spokój i radość z obecności. To mój świat. Cała reszta nie jest pewna.