“Wierszem” pisane

„Wielokrotne Jaskinie Platona”

Trudno powiedzieć, jak głęboko siedzimy w jaskini, ani co to za jaskinia, jeśli nie wychylimy nosa na zewnątrz.
Wbrew powszechnie uznawanym prawom, można oczywiście zagrzebać się w wielu jaskiniach jednocześnie i tylko w nich przehibernować życie.
Kiedy się obudzimy, będziemy już martwi.

“Anestezja”

Wyrażone i niewyrażone słowa skłębiły się w głowie tworząc blokadę na sercu i umyśle.
Niech odejdzie zniknie precz.
Rani mnie i innych.
Niech nie rani.

“Oczekiwanie”

Oczekując na zmianę, która miała być wspaniała, stracił zmysły i umysłu przytomność zapomniawszy o niezwykłości codzienności.

“Droga przez piach”

Droga dobra wiedzie przez zakręty pustkowia i piachu.
W ich wzniesieniach są jawne studnie, które widać gołym okiem, jeśli to oko otworzymy.

„Światło”

Szkoda zakopywać radość w pośpiechu nie wiadomo dokąd. Uciec od chwili to uciec od życia. Radość dostaliśmy w prezencie razem życiem, ale jakoś często o tym zapominamy. Dzień po dniu jej szukam i dzień po dniu odnajduję w drobnych sprawach.
To moja droga dobra.

Jaskinie Platona

Kąt widzenia zależy od punktu siedzenia

Zastanawiałeś się kiedyś co by się stało, gdybyśmy wszyscy zgodnie odłączyli się od sieci na tydzień? Gdybyśmy odłączyli się od wszystkich mediów?

Wyobraź sobie przez kilka minut Twój świat, Twoje życie bez żadnych wiadomości, żadnych ponagleń i alarmujących komunikatów, żadnych nerwowych obrazów i wiadomości, żadnych reklam na temat „cudów” schudnięcia, kursów mindfullnes lub jak zarobić na Instagramie, czy zostać rentierem?

Być może taka sytuacja, po pierwszym szoku, potrafi sprawić, że zacząłbyś zastanawiać się nad tym, co dla Ciebie ważne, nie wgłębiając się w to, co sądzisz, że jest możliwe/wykonalne.
Co chcesz zrobić teraz, i możesz to zrobić?
Co byś zrobił najpierw?

Życie jest według mnie niezwykle wielobarwne, jednak to my wybieramy, które kolory chcemy zobaczyć.
Jeśli to, co czytasz na moim blogu, czy w opowiadaniach wk…a Cię, to prawdopodobnie jesteś w dobrym punkcie, żeby zapoczątkować zmiany w swoim życiu.

Znam to uczucie i stan umysłu- wściekłość, mimo, że w głębi (często mocno ukrytej wewnątrz), wiesz, że robisz, coś dobrego dla siebie.
Są i inne objawy, kiedy robię wykonuję pracę, za którą nie przepadam lub mam dokonać w życiu dużej zmiany (co oczywiście jest daleko poza strefą komfortu mojego umysłu), on włącza blokady.
Mój wysyła mnie na wycieczki do miejsc, z którymi wiąże jakieś dobre wspomnienia. W zadziwiająco precyzyjny sposób potrafi odseparować te mniej przyjemne sprawiając, że miejsce, do którego chce, żebym uciekła staje się krainą z marzeń.

Rzeczywistość różni się jednak od tych projekcji.

Każda rzeczywistość, niezależnie od tego w którym miejscu na Ziemi przebywamy, ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne (tak to nazywa mój brat i uważam, że jest określenie niezwykle trafione).

Spacer

Za około dwa tygodnie wylatuję z Polski z powrotem do Australii.

To będą bardzo intensywne tygodnie- moi klienci, praca w biurze księgowym mamy, udało mi się też załatwić rehabilitację po złamaniu ręki, co oznacza codzienne zabiegi przez dwa tygodnie, aż do podróży, pakowanie się i organizowanie przeróżnych formalności. Wszystko spięte ramą tak zwanego czasu. Tak zwanego, bo wiem, że ten czas może lecieć wolniej o ile nie dam umysłowi obezwładnić się strachem przed „niemiłosiernym” upływem owego czasu…

Dziś porzuciłam wszystko, powtarzalność dni i rozkminę, która niestety (męcząca jest) towarzyszy mi w życiu dzień po dniu.
Po prostu poszłam na długi spacer po Warszawie. Spacer zawsze pozwala mi to empty my head– te słowa zasłyszałam po raz pierwszy od Sybille kilka lat temu na Bali. Są mi najbliższe ze wszystkich zasłyszanych fraz w temacie- ja nie chcę zrobić w głowie porządku, ja chcę ją opróżnić ze wszystkiego. Dopiero, gdy będzie pusta, odważę się dać głos moim odczuciom, później myślom.

Pożegnanie

Doszłam już prawie do Chmielnej, zaczynam odczuwać nową warstwę smutku.
Rano odczuwałam niewyobrażalną wręcz tęsknotę za mamą, teraz żegnam się z krajem i marzeniami z nim związanymi.
Tyle miejsc do odwiedzenia, tylu ludzi, z którymi chcę się spotkać, i ta przedziwnie stabilna rzeczywistość polskich targowisk. Lubię ją- rozgardiasz panujący na bazarkach wydaje się być niezmiennym od lat. Obserwowanie go oraz uczestniczenie w nim z niewytłumaczalnego powodu przywraca względny spokój mojej rozmyślającej głowie.

Lubię mieszkać w Polsce i lubię mieszkać w Australii- jedna i druga ma własne plusy dodatnie i plusy ujemne.

Ostatnie lata, szczególnie ostatni, pod wieloma względami upierdliwy, rok (chociaż trwa on nieco więcej niż dwanaście miesięcy) pozwoliły mi nauczyć się, że mogę oderwać się od programów umysłu i że moja rzeczywistość może być tak samo przyjemna, jak i nieprzyjemna, niezależnie od tego, w którym kraju żyję.

Dzięki temu zrozumieniu tym razem nie uciekam od ujemnych (dla mnie) plusów polskości, łącznie z wymiarem pogodowym, po prostu lecę po zmianę i przygodę.

Chociaż nie przeczę, że będzie mi miło znaleźć się w radośniejszym klimacie emocjonalnym, którego do ostatniego wylotu w styczniu 2021, doświadczałam mieszkając w Australii. Mam nadzieję, że Australijczycy pozostali radośni.

Jednocześnie lubię i cenię wielobarwność i różnorodność Polski, która często napawa zdumieniem, żeby nie powiedzieć osłupieniem. Taka złość zmieszana ze śmiechem- to sos-specjalność tego niesamowitego kraju, jakim jest Polska oraz stanu umysłu „polskość”.

Również kłamstwem byłoby twierdzić, że nie cieszy mnie perspektywa ściągnięcia kilogramów ubrań w cieple jesieni na południu Queensland.
Cieszy wielce.
Wyobrażam też sobie, bardzo namacalnie, radość moich stóp odciskających ślady na piasku pośród fal huczących o wybrzeże Pacyfiku.

Odejmując rok z hakiem, ten “wspaniały” rok pandemicznego debiutu, który postarzał wielu z nas o wiele lat, widzę siebie stojąca  nad brzegiem oceanu.

Mówię coś o australijskim domu, który kocham, o podejmowaniu decyzji, wylocie i smutku.

Pożegnanie ma smutek, trudność i ból wpisane w swoją naturę.

Jednocześnie, żegnając coś w życiu, witamy coś nowego, nawet jeśli jest to powitanie przez łzy. To “nowe” często nas ekscytuje, o ile ból pożegnania nie przytłacza swym rozmiarem. Różne  w życiu są rozstania.

Zmiana

Zmiany życiowe nie dokonują się same, coś tam trzeba przy nich pomajstrować.

Mam tą przedziwną przypadłość- gdy odczuwam potrzebę powiewu świeżości w moim życiu, drobna jego rearanżacja nie wystarcza, konieczną wydaje się znacząca zmiana wszystkich okoliczności. Najlepiej wylecieć na odległy kontynent…
To działa dopóki nie zaadaptuję w tych nowych warunkach starych nawyków.